Szukaj na tym blogu

sobota, 8 czerwca 2019

Dot Hutchison – “Krwawe róże”



Opis:

Kolekcjoner, #2

Cztery miesiące po eksplozji w Ogrodzie, w którym przetrzymywano młode kobiety nazywane Motylami, agenci FBI Brandon Eddison, Victor Hanoverian i Mercedes Ramirez nadal próbują uporać się z konsekwencjami zdarzeń, pomagając ofiarom przystosować się do życia na zewnątrz.
Niestety wkrótce agenci odnajdują w którymś z kościołów na terenie kraju ciało młodej kobiety z poderżniętym gardłem, otoczone naręczem kwiatów.

Priya Sravasti, której siostra padła ofiarą seryjnego zabójcy, co kilka miesięcy zmienia wraz z matką miejsce zamieszkania, za każdym razem licząc na nowy początek. Kiedy jednak staje się celem szaleńca, śledztwo agentów nabiera nowego tempa. Mordercę będzie można schwytać tylko z pomocą dziewczyny.

By zamknąć tragiczny rozdział ze swojej przeszłości, Priya będzie musiała zaryzykować własnym życiem.

 

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

Landon zajmuje miejsce kilka stolików dalej ze sfatygowaną, pozbawioną okładki książką w miękkiej oprawie. Możliwe, że to ta sama, którą czytał miesiąc temu albo inna potraktowana w podobny sposób. Mam wrodzony brak zaufania wobec ludzi źle traktujących swoje książki.
Oj mało książek przeczytanych w tym roku, oj mało. Czy to już podpada pod ich złe traktowanie? :) Dlatego muszę raz na jakiś czas robić akcję nadrabianie. W przypadku „Krwawych róż” to podarunków świątecznych. Kiedy dostałam tę książkę, pierwsze co przykuło moją uwagę, to okładka, która jest utrzymana w stylu innych thrillerów/kryminałów, co w tym przypadku nie jest zarzutem.
– Siedzisz tutaj przy takiej pogodzie? – pyta mama z niedowierzaniem. – Przecież nawet nie lubisz się ubierać.
– Pidżama to też ubranie.
– Na wyjście z domu?
– Nie, ale tu nie chodzi o ubranie, tu chodzi o ludzi.
– Oj, moja mała antyspołeczna córeczko.
– Nie jestem antyspołeczna, jestem antygłupia.
– Jedno i to samo.
– Jak to możliwe, że pracujesz w zasobach ludzkich?
– Dobrze kłamię.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że „Krwawe róże” to druga część serii. Dowiedziałam się o tym, czytając książkę, bo dało się wyczuć, że Hutchison na każdym kroku odwołuje się do tomu pierwszego. Co ciekawe wcale nie przeszkadzało mi to w odbiorze. Te elementy układanki nie były tak dominujące, a róże w sumie pokierowano w trochę innym kierunku.
Szkolił mnie Victor Hanoverian. Byliśmy partnerami do czasu, aż dostałem własną ekipę, a on zaczął pracować z Eddisonem i Ramirez. Wiele razy widziałem, jak w niebezpiecznych sytuacjach musiał odpowiedzieć ogniem i nawet powieka mu nie drgnęła. Więc fakt, że codziennie przysyła mi e-maila z pytaniem, czy mamy jakieś nowe informacje, sprawia, że się martwię. Bo jeśli on jest podenerwowany, to ja już robię w gacie.
W przypadku tej książki z pewnością trzeba zwrócić uwagę na bardzo barwnych bohaterów, którzy dają się lubić (bądź nie). Taka ilość silnych postaci potrafi czasem przytłoczyć, ale jest przez to znacznie ciekawiej. Duży plus dałabym również za fabułę, bardzo przemyślaną i dopracowaną. W żadnym momencie nie poczułam, że coś się nie klei, a rozwiązania, mimo że nie są specjalnie odkrywcze, nie zostały potraktowane po macoszemu.
Eddison się próbuje jej uspokoić, nie powtarza, że już wszystko dobrze, nie mówi, że jest teraz bezpieczna. Nauczył się w życiu, że bezpieczeństwo to bardzo ulotna i relatywna rzecz.
Zdecydowanie polecam! Choć w moim przypadku nie jest to thriller, który wbiłby mnie w fotel i spowodował gęsią skórkę. Być może przeczytałam za dużo cięższych książek, żeby mnie przerazić. Zostałam jednak zaintrygowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi niezmiernie miło za każdy komentarz. Jednakże namolnego spamu nikt nie lubi, podobnie zresztą jak "hejtingu". Jeśli chcesz kogoś poobrażać to radzę użycie tego fajnego krzyżyka w prawym górnym rogu. Komentarze tylko spamujące lub obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...