Szukaj na tym blogu

sobota, 27 czerwca 2020

Dmitry Glukhovsky – „FUTU.RE”

Opis:

Pokonaliśmy śmierć. I co dalej?

Odkrycia naukowe poprzedniego pokolenia zapewniły mojemu nieśmiertelność i wieczną młodość.

Ziemię zaludniają piękne, tryskające zdrowiem i nieznające śmierci istoty.

Lecz każda utopia ma swoje cienie.

Tak… Ktoś musi to robić – czuwać, by ów nowy wspaniały świat nie runął pod ciężarem przeludnienia, dbać, by jego kruchej równowagi nie zniszczyły zwierzęce instynkty człowieka. Ktoś musi troszczyć się o to, by ludzie żyli tak, jak przystoi nieśmiertelnym.

Tym kimś jestem ja.

FUTU.RE – oszałamiająca rozmachem wizji i ładunkiem emocji nowa powieść Dmitrija Glukhovsky’ego, autora bestsellerowego METRA 2033; to nie tylko pełnokrwista science fiction z trzymającą w napięciu fabułą, zaskakującymi zwrotami akcji i wielopłaszczyznową refleksją na temat kondycji społeczeństw Europy, Ameryki, Rosji… To literatura, która aż kipi od emocji. O ile autor METRA 2033 był jeszcze właściwie chłopcem, to FUTU.RE napisał już mężczyzna.

http://www.insignis.pl/ksiazki/futu-re/

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

To moja pierwsza książka rosyjskiego autora po serii Metro 2033, w której kolejny raz otrzymujemy mroczną wizję przyszłości. Jednak tym razem jest ona innego rodzaju. W Metro fabuła opiera się na garstce osób, żyjącej w zniszczonym świecie. Zaś FUTU.RE przedstawia nam świat jako jedną wielką metropolię, zamieszkaną przez nieśmiertelnych ludzi. Ta druga wizja przypomina wręcz utopię, ale tak jak ze wszystkimi utopiami bywa, tutaj również nie wszystko jest idealne. Przede wszystkim doskwiera brak miejsca i zasobów. Nie wspominając o tym, że niemal każdy kawałek ziemi jest zabetonowany, rośliny i zwierzęta są wyświetlane jako animacje na ekranach, a prawdziwe słońce mogą oglądać tylko najbogatsi.

Europa. Olbrzymie gigalopolis, miażdżące swoim ciężarem pół kontynentu, depczące ziemię i podpierające niebiosa. Niegdyś ludzie próbowali zbudować wieżę, która sięgnęłaby obłoków; za pychę Bóg ukarał ich niezgodą, zmuszając do mówienia różnymi językami. Budowla, którą wznosili, runęła. Zadowolony z siebie Bóg uśmiechnął się i zapalił. Ludzie zrezygnowali z nieba – ale nie na długo. Bóg nie zdążył nawet mrugnąć, nim najpierw się do niego wprowadzili, a potem go wyeksmitowali.

Główny bohater, Jan, stoi na straży porządku w tym idyllicznym świecie, w którym urodzenie dziecka wiąże się z dobrowolnym zrezygnowaniem z nieśmiertelności, i przyspieszoną i skróconą do 10 lat starością, po której następuje śmierć. Niektórzy jednak nie chcą zrezygnować ani z wiecznego życia, ani ze swojego dziecka. Takie osoby są więc uznane za złoczyńców, których trzeba ukarać. Niestety, z naszego punktu widzenia metody grupy zwanej Falangą, można uznać za wątpliwe moralnie. Przez pewne wydarzenia Jan zaczyna postępować w niezrozumiały dla siebie sposób i kwestionować rozkazy przełożonych. Powoli zachodzi zmiana w jego mentalności. Kropla drąży skałę. A on sam zaczyna dostrzegać wady reprezentowanego przez siebie systemu, w taki sam sposób, jak ludzie których ścigał.

Śmierć została unieważniona stulecia temu, pokonano ją, tak jak wcześniej czarną ospę czy dżumę; i w ich pojęciu śmierć – zupełnie jak czarna ospa – występuje gdzieś w zamkniętych rezerwatach, w laboratoriach, których nigdy nie opuści – jeśli sami jej nie przywołają. Jeśli tylko będą żyć, nie łamiąc prawa.

„FUTU.RE” to powieść, która pokazuje nam jedną z możliwych wizji przyszłości. Supernowoczesne miasta, ingerencję w ludzkie DNA, pokonanie śmiertelnych chorób itp. Przy tym autor nie pozostawia żadnych złudzeń — postęp ma swoją cenę, za którą ktoś będzie musiał kiedyś zapłacić. W tym przypadku ludzkość okazała się egoistyczna i na rzecz sztucznych substytutów całkowicie zrezygnowała z natury. Brzmi znajomo?

Kiedy wychodzi się na zewnątrz na dolnych lub średnich poziomach, perspektywa praktycznie nie istnieje: wszystko, co widać między wieżowcami, to inne wieżowce.

Mocną stroną powieści są dla mnie przedstawieni bohaterowie. Część z nich pragnie innego życia, wolności, możliwości wyboru, druga część to schwartzcharaktery chroniące swój status „bogów”, a gdzieś pośrodku całego tego zamieszania stoi Jan. W tle znajdziemy jeszcze bezbarwną masę, złożoną z mieszkańców utopii. Co ciekawe autor tworzy trzy osobne systemy: Europę, w której nieśmiertelność jest dostępna dla wszystkich; Panamerykę, gdzie można ją kupić za ogromne pieniądze oraz Rosję, w której tylko nieliczne grono żyje wiecznie, choć specyfik wymyślono właśnie tutaj. No i mamy też Barcelonę — miasto-państwo zamieszkane przez imigrantów niewpuszczonych do Europy, pragnących wieczności, ale kultywujących tradycję o ważnej roli rodziny. Tym samym stanowiących zagrożenie dla przeludnionego państwa, w którym liczba mieszkańców jest ustalona i stała.

Nazwałem Ogrody Eschera rezerwatem, ale to nieprawda. Oprócz podwieszonych drzewek pomarańczowych nie ma w tym miejscu niczego wyjątkowego. Ludzie tu są równie beztroscy, weseli, otwarci jak wszędzie. Dokładnie tacy, jacy powinni być obywatele utopijnego państwa. Bo Europa jest utopią. Znacznie piękniejszą i wspanialszą niż w najśmielszych wyobrażeniach Morusa i Campanelli. Bo każda utopia ma swoje ciemne strony. U Tomasza Morusa to skazańcy pracowali, by zapewnić byt reszcie społeczeństwa – zupełnie jak u towarzysza Stalina.

Polecam! „FUTU.RE” to kawałek interesującego science-fiction, w którym czytelnik znajdzie rozważania nie tylko na temat przyszłości i nowych technologii, ale również o moralności i człowieczeństwie.

niedziela, 21 czerwca 2020

Peter Curtis –„Czarownice z Walwyk”


Opis:

"Czarownice z Walwyk Petera Curtisa (w rzeczywistości Norah Lofts, wybitnej, nieżyjącej już brytyjskiej powieściopisarki historycznej) to klasyczna literatura grozy.

Bohaterka, panna Mayfield – stara panna, uboga, mało atrakcyjna nauczycielka, mająca za sobą długoletni pobyt w Afryce zakończony tajemniczym załamaniem nerwowym, osoba sprawiająca wrażenie bezradnej i potulnej – zostaje zatrudniona na stanowisku nauczycielki i dyrektorki w prywatnej szkole wiejskiej w Walwyk we wschodniej Anglii.

Szczęście panny Mayfield zakłócają drobne, dziwne wydarzenia. Atmosfera staje się coraz bardziej tajemnicza i niepokojąca. Pojawiają się sygnały zbrodniczych działań tajemniczych sił zła. Panna Mayfield znajduje w sobie zaskakująco dużo siły i uporu, by szukać rozwiązania zagadki. Z jakim skutkiem? Czy samotna, zdawać by się mogło niezaradna, hołdująca dobrym manierom kobieta nie okaże się przypadkiem wytrawnym detektywem? I kogo uda się jej pokonać?"

https://www.empik.com/czarownice-z-walwyk-curtis-peter,p1045554167,ksiazka-p

Moja ocena: Ujdzie w tłumie (**)

Bardzo spodobał mi się klimat powieści. Oddanie atmosfery panującej w małej wiosce, tego specyficznego dla niej rodzaju duchowości, która łączy ze sobą religię i wiarę w zabobony. To właśnie w takich małych społecznościach można odczuć "tradycyjną" magię i wiarę w uroki. Umiejscowienie historii pod koniec lat 60. tych XX w. w Anglii nadaje dodatkowego smaku. Niby już nowoczesność, ale jeszcze zachowane miejsce na tajemnicę.

W Walwyk jest bardzo ładnie. Być może urok tego miejsca częściowo wiąże się z tym, że znajduje się ono przy drodze wiodącej donikąd.

Niestety bohaterowie nieco mnie rozczarowali. Na dłuższą metę wydają się papierowi, bez wyrazu. Przez to wiele traci także fabuła, która zostaje sprowadzona do prostej historii, nie wykorzystując pełni swojego potencjału. Od pewnego momentu losy głównej bohaterki - Deborah Mayfield - zaczęły mnie męczyć. Zamiast tej odrobiny ludowej magii, której oczekiwałam, czułam jedynie rosnącą wokół niej sieć kłamstw i wpędzanie w obłęd. Wydaje mi się, że był to efekt zamierzony. W końcu to odpowiednia reakcja racjonalnego umysłu na wszelkie nieprawdopodobne rzeczy. Jednak z każdą chwilą coraz bardziej czułam, że te zabiegi są robione tak trochę na siłę.

Wtedy przypomniała sobie słowa Rose, było to jedno z jej powiedzonek: „Bóg nie ma innych rąk niż ludzkie”. Ta sama prawda tyczyła się diabła. Wszystko inne - czarna magia, biała magia, cuda, wysłuchane modlitwy - to jedynie pozostałości, resztki, śladowe szczątki po człowieku pierwotnym, który z lękiem patrzył na zjawiska naturalne i próbował je kontrolować.

Mimo wszystko dałam szansę powieści. Im bliżej było zakończenia, tym zaczynałam bawić się coraz lepiej. I choć ostatnie sceny uratowały tę historię w moich oczach, jest ona po prostu przeciętna. Wydaje mi się, że oczekiwałam czegoś innego. Jako literatura grozy w żadnym momencie mnie nie przeraziła. Nie żałuję czasu, który na niej spędziłam, ale jeśli ktoś w trakcie czytania zacznie mieć takie odczucia jak ja, może do zakończenia po prostu nie wytrwać.

Dlatego "Czarownice z Walwyk" ujdą w tłumie! Całkowicie bym ich jednak nie skreślała.

wtorek, 16 czerwca 2020

Jo Nesbø – „Pentagram”

Opis:

Harry Hole, #5

Harry po kolejnej wpadce alkoholowej otrzymuje wypowiedzenie, ale z uwagi na okres urlopowy zostaje jeszcze włączony do śledztwa, które prowadzi Tom Waaler. Hole podejrzewa Waalera o związek ze śmiercią koleżanki-policjantki, Ellen Gjelten, ale wciąż nie ma na to dowodów. Harry Hole tropi seryjnego mordercę, który zastrzelonym przez siebie ofiarom odcina kolejne palce u rąk, a na miejscu zbrodni zostawia znak - pentagram...

https://publicat.pl/wydawnictwo-dolnoslaskie/oferta/kryminaly/pentagram-pocket

Moja ocena: Dobra (***)

Po pewnym czasie wracam do serii o Harrym Hole. "Pentagram" obrazuje upadek norweskiego komisarza, który przez sprawę śmierci współpracującej z nim policjantki, popada w coraz gorszy alkoholizm, naraża się w pracy i zaniedbuje życie uczuciowe. Skutkuje to tym, że zostaje całkiem sam ze swoimi problemami. I robi to na swoje własne życzenie. Nie umiałam mu współczuć. Stał się dla mnie postacią odpychającą, wpisującą się w stereotypowy wizerunek policjanta w kryminałach, który nie może rozwiązać sprawy, bez zaglądania do kieliszka. Choć w te "lepsze dni" nie można odmówić mu skuteczności.

Program pierwszego roku nauki w szkole policyjnej. Mądrość przekazywana jako rada, by niepotrzebnie nie drażnić przestraszonych ludzi. Harry już dawno stwierdził, że więcej pożytku przyniesie mu zachowanie w przeciwny sposób. Trzeba ich drażnić. Ludzie w złości często mówią rzeczy, których nie myślą, a raczej których nie zamierzają powiedzieć.

Znacznie lepiej czytało mi się fragmenty poświęcone sprawie zabójstw. Z jednej strony były bardzo typowe dla tego typu literatury, z drugiej mieszanie różnych przestrzeni czasowych, ułatwia umieszczenie w fabule kilku zwrotów akcji. Niby nie ma tutaj niczego szczególnie odkrywczego, ale miałam ochotę poznać zakończenie tej historii. I się nie zawiodłam. Przyznam się, że pierwsze strony męczyłam, ale wraz z rozwojem akcji czytało mi się coraz szybciej i łatwiej.

Jak każdy człowiek teatru wiem, że najważniejsza jest iluzja. Kłamstwo musi przedstawiać się tak prawdziwie, że prawda wydaje się nieprawdopodobna. Być może wydaje się to trudne, ale w moim zawodzie prędko można się przekonać, że to z reguły łatwiejsze niż rzecz odwrotna. Ludzie są bardziej przyzwyczajeni do kłamstwa niż do prawdy.

Polecam! Z każdą kolejną stroną powieść zyskiwała w moich oczach. Fani skandynawskich kryminałów nie powinni czuć się rozczarowani. A co do serii?  Z pewnością jeszcze po nią sięgnę.

czwartek, 11 czerwca 2020

Iwona Szelezińska – „Kopnij piłkę ponad chmury. Reportaże z Nepalu”

Opis:

Nepal to kraj u progu zmian, w rozkroku pomiędzy starym a nowym światem.

Iwona Szelezińska portretuje społeczeństwo w dobie po trzęsieniu ziemi z 2015 roku, które zachwiało znanym porządkiem, pokrzyżowało plany, złamało niejeden życiorys, ale też dało szansę. Kieruje uwagę w stronę tych, których z reguły nie widać, których wygodniej jest nie dostrzegać, bo zetknięcie z nimi wymusza zmianę postawy: ludzi teoretycznie zbyt słabych, by stawili czoło sztywnym społecznym normom, sprostali oczekiwaniom ogółu. Ale czy na pewno?

Spotkamy tu zmuszane do prostytucji ofiary handlu ludźmi, dzieci odratowane z więzienia, które urodziły się i wychowały za kratkami przy boku osadzonych matek, boginię-dziewicę zatopioną w religijnej tradycji, ludzi gór, dla których linia himalajskich szczytów stanowi granicę horyzontu. To książka o konsekwencjach patriarchatu i nieugiętego konserwatyzmu. A także opowieść o nepalskich kobietach i rodzącej się w nich sile.

Bohaterowie tej książki cenią wolność. Choć ich swoboda nie jest bezpośrednio ograniczona, nieustannie podlegają rygorom tradycyjnego świata, w którego wąskich ramach nie każdy ma szansę żyć całą pełnią. Autorka sprawdza, na ile jest możliwe nie tyle poszerzenie tych ram, ile całkowite wyjście poza nie, by żyć bez stygmatu i oddychać pełną piersią.

https://marginesy.com.pl/sklep/produkt/133175/kopnij-pilke-ponad-chmury?idcat=0

Moja ocena: Oby więcej takich (*****)

Im jestem starsza, tym coraz bardziej przekonuję się do reportaży. Zwłaszcza jeśli są napisane w bardzo przystępny i interesujący sposób. Kiedy przedstawione historie praktycznie bronią się same. W dodatku staram się wybierać takie, które odpowiadają moim zainteresowaniom. Co prawda omijam w ten sposób część trudnych tematów, ale wydaje mi się, że mamy ich wokół siebie dostatecznie wiele, nie trzeba więc o nich jeszcze czytać.

Została odklejona od zwykłego życia, dosłownie i w przenośni. Jej ziemskie funkcjonowanie przeszło w tryb spoczynku, wkroczyła w stan boski. Oderwano ją od rodziny, ulokowano w świątyni. Obleczono w boskie szaty, obwieszono insygniami. Za życia stała się elementem sekretnej hinduskiej tradycji mającej źródło w praktykach tantrycznych. Nepal to jedyne miejsce na świecie, gdzie czci się bóstwo pod postacią żywej osoby – dziecka, dziewczynki, dziewicy.

Iwona Szelezińska w „Kopnij piłkę ponad chmury” zabiera czytelników do Nepalu. Autorka za pośrednictwem swoich bohaterek przybliża nam kulturowe i społeczne aspekty tego patriarchalnego kraju. Możemy przeczytać między innymi o kulcie dziewczynek-boginek, sprzedaży kobiet do domów publicznych, aranżowaniu małżeństw itp. Muszę przyznać, że bardzo odpowiada mi styl autorki i sposób, w jaki przedstawia te historie. W żadnym momencie nie miałam poczucia, że jakiś temat jest zbyt przegadany lub wręcz przeciwnie, że jest o nim za mało. Każdy fragment okazuje się spójną całością. Także dobór tematów wydaje się trafiony i pozwala pokazać sylwetki różnych kobiet.

W Nepalu, gdy żona idzie do więzienia na pięć czy dziesięć lat, nie ma opcji, żeby mąż czekał na jej powrót. Nie martwi się o żonę ani o dorastające za kratami potomstwo, tylko zakłada nową rodzinę i spokojnie żyje dalej.

Zdecydowanie polecam! „Kopnij piłkę ponad chmury” to bardzo ciekawy reportaż, który pozwala nam poznać kraj, mający do pokazania coś więcej niż Himalaje. I nie oszukujmy się, choć to tylko ułamek wiedzy, może stać się on iskrą do dalszych poszukiwań. Szelezińska sama nas do tego motywuje, zostawiając obszerną bibliografię. W książce dużo miejsca poświęca się kobietom, lecz wydaje mi się, że nie tylko kobiety znajdą w tej książce coś dla siebie.

piątek, 5 czerwca 2020

Katarzyna Bonda – „Florystka”

Opis:

Hubert Meyer, #3

Hubert Meyer popełnił błąd w profilu i porzucił pracę w policji. Stary przyjaciel prosi go o pomoc w przesłuchaniu młodej kobiety, w związku z zaginięciem jej 9-letniej córki. Policjanci próbują łączyć tę sprawę z bestialskim zabójstwem 11-letniego Amadeusza, którego matka jest szanowaną w mieście florystką. Okazuje się, że była ona ostatnią osobą, która widziała Zosię żywą.

Florystka początkowo pomaga w poszukiwaniach, ale gdy ciało dziecka odnajduje się na tym samym cmentarzu, gdzie pochowano Amadeusza, staje się główną podejrzaną.

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

„Florystka” Katarzyny Bondy to trzecia i ostatnia część serii o profilerze Hubercie Meyerze. W tym przypadku podchodziłam do niej z pewną rezerwą, ponieważ pierwsza część mi się podobała, ale druga pozostawiła po sobie niedosyt. Florystka lokuje się gdzieś pośrodku. Zaintrygowała mnie i pozwoliła przyjemnie spędzić czas, choć były elementy tej historii, które z mojej perspektywy wydawały się zbędne. Niemniej główny wątek oceniam na plus.

Hubert przeżył w swojej pracy niemało śmierci. Wiele osób musiał informować o tym, że ich bliscy nie żyją, ale odejście jego własnych rodziców wstrząsnęło nim. Nie był w stanie na niczym się skupić, nie mógł pracować. Nie widział sensu w niczym. Zobaczył swoje życie jak w stłuczonym zwierciadle, porównał je z idealnym – jak je postrzegał – małżeństwem rodziców i doszedł do wniosku, że on wszystkie swoje szanse zmarnował. Pierwszy raz też poczuł się nieskończenie samotny. Miał wrażenie, że do tej pory tylko się bawił: w policjanta, ojca, męża. Był jak wyrośnięty, rozbrykany chłopiec igrający z życiem, które nieuchronnie mijało. Momentalnie dojrzał.

Od czasu, kiedy czytałam poprzednią część, minęły ponad trzy lata. Przez ten okres główny bohater – Hubert Meyer – stał się dla mnie czystą kartą. Z tego powodu wszelkie winy z poprzednich tomów, jeśli takie były, zostały mu automatycznie wybaczone. We Florystce Meyer pokazuje nam swoje dwa oblicza. Z jednej strony człowieka staczającego się na swoje własne życzenie, z drugiej profesjonalistę, który zna się na swoim fachu.

– Nadal chcesz być profilerką? – spytał. – Straszniejsze niż widok zwłok jest to, co zbrodnia robi z żywymi. Umarli mają już spokój – odparła na jednym oddechu.

Sprawy komplikują się, kiedy Meyer przy rozwiązywaniu zagadki zaginięcia dziewięcioletniej Zosi, zostaje zmuszony do pracy z drugim, aspirującym profilerem, w dodatku kobietą, z którą kiedyś łączyły go bardziej zażyłe relacje. Główny bohater jest przyzwyczajony, że pracuje sam. Jak się jednak okazuje, wiele prawdy jest w powiedzeniu, że co dwie głowy to nie jedna. Sytuacja udowadnia, że do niektórych faktów łatwiej dojść kobiecie niż mężczyźnie. Zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy tak delikatnego tematu, jak zaginięcie dziecka.

– Ile pani ma lat? – zapytała Lenę, ale widać nie oczekiwała odpowiedzi, bo mówiła dalej: – Trzydzieści? Pewnie nawet nie. – Dwadzieścia dziewięć. – A ja czterdzieści osiem – odparowała. – To nie matematyka. To życie. Widziałam wiele nieszczęśliwych kobiet na granicy załamania nerwowego, które odzyskują blask na twarzach pod wpływem zwykłego zakochania. Pięknieją, chudną, osiągają sukcesy, rzucają nałogi, po prostu zmieniają się. Gwałtownie. I nie ma w tym nic złego. Chwała im za to. Miłość to lekarstwo na wszystko. Na raka, depresję, otyłość.

Polecam! Katarzyna Bonda za sprawą „Florystki” sprawiła, że serię o Hubercie Meyerze będę wspominać naprawdę dobrze. Fabuła mnie zainteresowała, a różnorodni bohaterowie posiadali swoje własne historie, które zebrane ze sobą tworzyły spójną całość.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...