Szukaj na tym blogu

sobota, 3 lipca 2021

Camilla Läckberg – „Syrenka”

Opis:

Szósta część rewelacyjnej sagi o Fjällbace!

We Fjällbace w tajemniczych okolicznościach ginie mężczyzna. Cztery miesiące później przypadkowy spacerowicz natrafia na jego zwłoki w skutym lodem jeziorze. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy znajomy zmarłego, pisarz Christian Thydell, zaczyna dostawać anonimowe pogróżki. Zaniepokojony zwierza się Erice Falck, a ona pokazuje jeden z listów Patrikowi. Patrik jest przekonany, że Christianowi grozi niebezpieczeństwo. Ktoś szczerze go nienawidzi i nie zawaha się spełnić groźby. Kiedy znalezione zostają zwłoki kolejnego mężczyzny, policja doszukuje się wspólnego wątku, a trop prowadzi w przeszłość…

Saga kryminalna Camilli Läckberg osiągnęła światowy sukces czytelniczy. To nie tylko mroczne thrillery, ale również doskonałe powieści obyczajowe, znakomicie oddające klimat współczesnej szwedzkiej prowincji. Od lat zajmują czołowe miejsca na europejskich listach bestsellerów. Książki Läckberg przetłumaczono na ponad 35 języków. Jesienią 2011 roku rozpoczęły się zdjęcia do międzynarodowej produkcji filmowej „Morderstwa we Fjällbace”, osnutej na kanwie jej powieści.

https://www.czarnaowca.pl/kategorie/bez_kategorii/syrenka,p1181049681

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

Ciepła pogoda, powrót po macierzyńskim do pracy i ogólny zastój czytelniczy sprawiły, że czytanie idzie mi wolno. Wpisy będą się pojawiać, choć rzadziej i dość nieregularnie. Mam nadzieję, że szybko wrócę na normalne tory i chociaż raz w tygodniu uda mi się coś na bloga wrzucić. A teraz nadrabiam wpis dotyczący książki Camilli Läcberg pt. „Syrenka”.

Człowiek nigdy nie wie wszystkiego o drugim człowieku. Nawet o tym ukochanym, z którym żyje na co dzień.

Co ciekawe, fabuła w zarysie była mi znajoma, ponieważ dawno temu oglądałam filmy na podstawie książek tej autorki. Na szczęście zapomniałam szczegółów, więc czytając, odkrywałam tę historię na nowo. I nie żałuję. Książka mnie zainteresowała. Co ważne, nie czułam się przytłoczona faktem, że czytam serię nie po kolei. Pewnie wnikliwi czytelnicy tej serii znajdą dla siebie liczne smaczki, jednak brak znajomości poprzednich części nie odbiera przyjemności z czytania.

Sprawiał wrażenie, jakby był nieobecny duchem. Nawet w towarzystwie nie dawał do siebie dostępu. Jakby tkwił w szklanej bańce. Paradoksalnie przyciągało to ludzi do niego. Człowiek zawsze pożąda niemożliwego.

Syrenka ma to, co lubimy w literaturze skandynawskiej. Specyficzną atmosferę i aurę tajemnicy. Dodatkowo z każdą kolejną stroną przedstawione wydarzenia coraz bardziej wciągają czytelnika. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Były elementy, które nieco mnie irytowały, były też takie, które pozytywnie mnie zaskoczyły. Summa summarum ogólny odbiór tego tomu był bardzo dobry. Czy sięgnę po poprzednie części? Raczej nie, ale jest to związane z brakiem czasu, a nie chęci.

Polecam!

środa, 9 czerwca 2021

Mikołaj Łoziński – „Stramer”

Opis:

Osobiste dramaty, miłości, zdrady i rozstania, świecące pustkami kieszenie i marzenia o fortunie. Nadzieja na sprawiedliwy świat, do którego nieuchronnie wdziera się Zagłada.

Zwyczajna rodzina. Nathan tęskni za Nowym Jorkiem, Rywka marzy o wycieczce nad morze. Wychowują szóstkę dzieci, które szybko dorastają: Rena zakochuje się ze wzajemnością w żonatym mężczyźnie, Rudek idzie na filologię klasyczną, ale jest realistą, więc znajduje pracę w Syndykacie Świec. Hesio i Salek ulegają fascynacji ideą komunizmu i grozi im aresztowanie, a Wela i Nusek nie mogą się już doczekać tej wymarzonej dorosłości.

Poznajemy każdego z bohaterów osobno, zaprzyjaźniamy się z nimi, odkrywamy ich słabości, sekrety i najskrytsze pragnienia, wchodzimy w ich świat, pełen kolorów, smaków, zapachów.

Czy domyślają się, co przed nimi? Kiedy konflikty narodowe zaczynają narastać, do świata Stramerów powoli wkrada się coś, czego jeszcze nie rozumieją. Choć już przeczuwają.

https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/3651/stramer

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

Przygotowując się na kolejny Dyskusyjny Klub Książki, przeczytałam książkę Mikołaja Łozińskiego pt. „Stramer”. Tytuł odnosi się do nazwiska bohaterów, których życie jako czytelnicy obserwujemy. Saga żydowskiej rodziny, której losy związane są z Tarnowem, obrazuje zmiany, jakie dokonały się w ciągu czterdziestu lat – od początku XX w. do II Wojny Światowej.

– Trzeba wiedzieć, kiedy przegrać – powiedział Rudek. – To trudniejsze niż wygrywanie.

Początkowo czytało mi się ciężko. Z pewnością miało na to wpływ moje podejście do głowy rodu, czyli Nathana Stramera, który wrócił do Polski z USA. Irytował mnie od pierwszej strony, zrzucając winę za wszystko na innych ludzi: zaczynając od swojego brata Bena, który nie zatrzymał go w Stanach, przez swoje dzieci i żonę, po społeczność, w której żyli. Nietrafione biznesy rozlatywały się przez jego postępowanie, ale nawet nie próbował dłużej się nad tym pochylić. Nikt nie jest idealny, ale brakowało mi chwili na refleksje. Niemniej była to jedna z najbardziej barwnych postaci i nigdy nie było wiadomo, czego się po nim spodziewać.

Przyjechał zginąć na sprawiedliwej wojnie, oddać życie w słusznej sprawie, ale po kilku miesiącach już nie wiedział, czy ta wojna jest sprawiedliwa, sprawa słuszna i czy na pewno chce jeszcze zginąć.

Jak w wielu innych książkach, z każdą kolejną stroną czytało mi się coraz lepiej, a losy żydowskiej rodziny wciągały mnie bardziej. Przede wszystkim podobała mi się atmosfera. Z jednej strony widzimy bardzo „ludzkie” przedstawienie tych ludzi, to nie są żadni bohaterowie pełni patosu, z drugiej strony wiemy, co się za chwilę wydarzy i możemy tylko patrzeć, jak to na nich wpłynie. Wbrew pozorom nie odczuwałam przez cały czas przytłaczającego smutku, który jakoś nierozerwalnie łączy się z lekturami o tej tematyce. Nie było ciągłego podkreślania, że Żydzi byli ofiarami. Owszem byli, ale przede wszystkim byli jednak ludźmi, którzy mieli swoje pragnienia, marzenia i cele w życiu, dopiero zawirowania historii sprawiły, że część z nich doświadczyła niewyobrażalnego zła. Często literatura skupia się tylko na tych złych momentach, a „Stramer” Łozińskiego pozwala nam spojrzeć na te sprawy nieco inaczej.

Zdecydowanie polecam!

piątek, 14 maja 2021

Leigh Bardugo – „Trylogia Grisha”

Opis:

Żołnierka. Przywoływaczka. Święta.
Osierocona i nikomu niepotrzebna Alina Starkov jest żołnierką, która wie, że może nie przeżyć swojej pierwszej wyprawy do Fałdy Cienia – połaci nienaturalnego mroku, na której wprost roi się od potworów. Kiedy jednak jej pułk zostaje zaatakowany, Alina wyzwala w sobie uśpioną dotąd magiczną moc, o której istnieniu nie miała pojęcia.

Następnie wkracza do ociekającego przepychem świata monarchów i dworskich intryg, rozpoczyna szkolenie wśród griszów, wojskowej elity swojego kraju, i daje się zauroczyć ich niesławnemu dowódcy, zwanemu Zmroczem. Zmrocz uważa, że Alina potrafi przywołać moc zdolną zniszczyć Fałdę Cienia i zjednoczyć rozdarty wojną kraj – w tym celu musi jednak zrozumieć i opanować swój nieokiełznany dar.

Królestwo znajduje się w coraz większym niebezpieczeństwie, a Alina poznaje tajemnice swojej przeszłości i dokonuje niebezpiecznego odkrycia, które może zagrozić nie tylko wszystkiemu, co kocha, lecz także przyszłości całego kraju.

http://mag.com.pl/cien-i-kosc/

http://mag.com.pl/oblezenie-i-nawalnica/

http://mag.com.pl/1400-2/

Moja ocena: Oby więcej takich (*****)

Pod wpływem trailera serialu na podstawie książek Bardugo, postanowiłam sięgnąć po jej cykl, w myśl zasady, najpierw książka potem serial. I nie oszukujmy się, pewnie by mnie cykl o Griszy nie zainteresował, gdyby nie Ben Barnes pojawiający się w zwiastunie. No i przepadłam. Lektura wprost mnie wciągnęła i po chwili czytania, miałam już za sobą znaczną jej część. W warstwie tekstowej jest lekka i przyjemna (choć losy bohaterów wcale sielskie nie są). Nie wiem, co przyciągnęło mnie bardziej: kreacja bohaterów, fabuła czy inspiracja rosyjskim folklorem i Wschodem. Ostatnio rzadko udaje mi się przeczytać książkę w dwa dni, ale Cień i kość mnie oczarował. Z tego samego powodu postanowiłam przeczytać całą trylogię na raz, choć dawno nie czytałam serii książek w taki sposób. Tydzień wyjęty z życia, ale jestem o trzy książki do przodu.

(...) Cóż jest nieskończone? Wszechświat i ludzka chciwość".

Trylogia o Grishy ma wszystko, co lubię w fantastyce. Autorka ma bardzo lekkie pióro, więc przez fabułę się płynie. Barwni bohaterowie zaskakują nas na każdym kroku. Posiada dużo zwrotów akcji. Cięty humor i wymiany słów między postaciami, nie raz przywołały na mojej twarzy uśmiech. Przede wszystkim widać i czuć, że Leigh Bardugo miała pomysł na tę historię, przez co tchnęła życie w nowy świat. Skądinąd wzięłoby się określenie Grishaverse?

Polecam!

P.S. Po przeczytaniu w końcu mogłam obejrzeć serial i bardzo mi się podobał. Różnice między książką a serialem są widoczne, ale o dziwo nie przeszkadzało mi to. Mogę sobie tylko życzyć, by było więcej tak fajnych serii!

czwartek, 6 maja 2021

Pyun Hye-Young – „Popiół i czerwień”

Opis:

„Ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem słyszymy częściej niż relacje z groźnych zdarzeń, ale kiedy w końcu niebezpieczeństwo nadchodzi – robi to bez zapowiedzi.”

Głównym bohaterem powieści Popiół i czerwień Pyun Hye-young jest badacz w firmie farmaceutycznej, którego normalne życie zostaje przewrócone do góry nogami, gdy pewnego dnia firma wysyła go do kraju C. Na lotnisku dowiaduje się o panującej w obcym kraju epidemii i zostaje poddany kwarantannie. Bez możliwości kontaktu z nikim znajomym od tej pory musi radzić sobie sam, a gdy dowiaduje się, że na dzień przed jego wyjazdem została brutalnie zamordowana jego była żona, a on jest głównym podejrzanym, jego pierwszym odruchem jest ucieczka. Ale to dopiero początek jego przygód, bo tak jak zdanie otwierające utwór ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem słyszymy częściej niż relacje z groźnych zdarzeń, ale kiedy w końcu niebezpieczeństwo nadchodzi – robi to bez zapowiedzi…

http://kwiatyorientu.com/ksiazki/czerwone-i-popiol-pyun-hye-yun/

 

Moja ocena: Dobra (***)

Czy zdarza Wam się czytać książki, których atmosfera przytłacza i odrzuca, ale paradoksalnie przez to wciąga jeszcze bardziej? Tak czułam się, czytając „Popiół i czerwień”. Mając w pamięci inną książkę tej koreańskiej autorki pt. „Dół”, o której możecie poczytać »tutaj«, postanowiłam sięgnąć po kolejny tytuł. Choć książki diametralnie się od siebie różnią, za ich cechę wspólną można uznać skupienie się na człowieku.

Nie ma wirusa, który może zabić całą populację. Nawet jeśli 99,99 procent umrze, ci, którzy przeżyli, ci, którzy mają naturalną odporność, przetrwają. Tak jak bardzo toksyczna trutka sprawia, że słabe gryzonie stają się silniejsze, tak epidemie wzmacniają ludzki gatunek. I tak jak szczury, gatunku ludzkiego nie da się łatwo wytępić.

Powieść to historia mężczyzny, którego imienia nie poznajemy. Obserwujemy różne zawirowania losu, które go dotykają i jak, koniec końców, sam musi sobie z nimi poradzić. To obraz samotności i alienacji, w dodatku spotęgowany przez autorkę, poprzez umiejscowienie głównego bohatera w obcym kraju z minimalną znajomością języka i w obliczu epidemii. To wszystko składa się na smutną historię o wyobcowaniu, którego sami nie chcielibyśmy doświadczyć.

Strach przed zarażeniem wyparł współczucie. Żyli jak śmieci, ale śmiertelna choroba zakaźna odbierała im możliwość wyboru między życiem a śmiercią, Nie to, żeby dążyli do lepszego życia – po prostu bali się śmierci.

Niestety z jakiegoś powodu nie byłam w stanie współczuć mężczyźnie. W wielu kwestiach problemy, które się generowały były wyłącznie jego winą, a niektóre ważne sytuacje spływały po nim jak po kaczce. To nie jest typ bohatera, który mi odpowiada. Jednak książkę czytało mi się zaskakująco dobrze.

Polecam!

środa, 28 kwietnia 2021

M.J. Sunwell – „Solarne serce”

Opis:

Aleksander Sunway to analityk finansowy. Dostaje od pracodawcy trudne zadanie. Gdy się z niego wywiązuje, idzie na zasłużony urlop, który odmieni jego życie. Poznaje Sophie i wyrusza z nią w podróż. Wraz z poznanymi przyjaciółmi kobiety poszukuje pewnego artefaktu. Czym jest Solarne Serce i dlaczego tyle osób chce je zdobyć? Podróż pełna jest niebezpieczeństw i dziwnych zdarzeń. Kim jest tajemniczy Moonson i jakie prawdy o sobie odkryje Aleks? Jaką rolę w całej tej historii odgrywa Rada Jedenastu?

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

W tym miesiącu postanowiłam sięgnąć po pierwszą świeżynkę, czyli książkę wydaną w tym roku. Jest ona dla mnie o tyle szczególna, ponieważ to debiut literacki autora z mojej miejscowości. Od razu zastrzegam trzy nie: nie znam osobiście autora; nie dostałam książki do recenzji, tylko mąż kupił mi ją w lokalnej księgarni; i tekst NIE jest sponsorowany. Powodowała mną czysta czytelnicza ciekawość z nutą patriotyzmu lokalnego. Tym bardziej że fabuła książki wydawała się trafić w mój gust.

– A jeżeli będziesz musiał wybrać wyższe dobro?
– Nie wiem, co będzie wyższym dobrem, ale wybiorę to, co jest moją prawdziwą intencją, mojej istoty – odrzekł pewnie Aleks.

Choć okładka „Solarnego Serca” sugeruje prostą fantastykę dla młodzieży, w książce znajdziemy dużo rozważań na wiele tematów. Tym samym to literatura, która chce zaprosić czytelnika do refleksji, zajrzenia w głąb siebie i innego spojrzenia na otaczający świat. To ambitne podejście w tym gatunku. Dla mnie jak najbardziej na plus, choć jeśli ktoś szuka łatwej rozrywki, może uznać te fragmenty za przegadane.


Głównych bohaterów polubiłam i zdecydowanie im kibicowałam. Jedynie raziło mnie użycie zagranicznych nazwisk i stwierdzenie w tekście, że nie są typowo polskie. To oczywiste. W takich wypadkach wolę bardziej nieokreślone miejsce wydarzeń lub niewspominanie o narodowości postaci. Tym bardziej rzucało mi się to w oczy, kiedy pojawił się jakiś Kowalski. To trochę jak na tym memie z „Piratów z Karaibów”. Zagraniczne brzmi godniej. Ale to tylko moje odczucie. Nie zmienia faktu, że świetnie się bawiłam.

Polecam!

środa, 21 kwietnia 2021

Margaret Atwood – „Opowieść podręcznej”

Opis:

WSTRZĄSAJĄCA ANTYUTOPIA O PIEKLE KOBIET.

Świat jak z najgorszego koszmaru, gdzie reżim i ortodoksja są jedynym prawem.

Freda jest Podręczną w Republice Gilead. Może opuszczać dom swojego Komendanta i jego Żony tylko raz dziennie, aby pójść na targ, gdzie wszystkie napisy zostały zastąpione przez obrazki, bo Podręcznym już nie wolno czytać. Co miesiąc musi pokornie leżeć i modlić się, aby jej zarządca ją zapłodnił, bo w czasach malejącego przyrostu naturalnego tylko ciężarne Podręczne mają jakąś wartość.

Ale Freda pamięta jeszcze, choć wydaje się to nierealne, że kiedyś miała kochającego męża, wychowywali córeczkę, miała pracę, własne pieniądze i mogła mówić. Ale tego świata już nie ma…

https://wielkalitera.pl/sklep/literatura-piekna-obca/opowiesc-podrecznej/

Moja ocena: Oby więcej takich (*****)

Na kolejny Dyskusyjny Klub Książki wybraliśmy książkę znaną i głośną, o której czytelnicy mogli przypomnieć sobie za sprawą nakręconego na jej podstawie serialu, ale i przez ubiegłoroczne strajki kobiet. Nic dziwnego. Tematyka powieści pozwala na znalezienie analogii do tych wydarzeń. Jeśli głębiej się nad tym zastanowić, jest to trochę niepokojące.

Z tymi naszymi skrzydłami – końskimi okularami – trudno patrzeć, trudno o pełny widok – nieba, czegokolwiek. Ale jakoś patrzymy, po troszeczku, szybki ruch głowy w górę, w dół i na boki. Nauczyłyśmy się oglądać świat, jakbyśmy gwałtownie łapały powietrze.

Margaret Atwood stworzyła historię, w której główną rolę odgrywają kobiety. Choć pozbawione są wszelkich praw, a ich rola spłycona do kilku zadań, paradoksalnie cały system zależy właśnie od nich. Tytułowa Podręczna służy tylko i wyłącznie do celów reprodukcyjnych, stając się surogatką dla majętnych rodzin. W tym przypadku płodność jest zarówno jej zaletą i wadą.

Z perspektywy dzisiejszych kobiet takie podejście do tematu razi. To niczym cofnięcie społeczeństwa do przeszłości i zaprzepaszczenie wszystkiego, co do tej pory osiągnięto. W imię wiary niewielka grupa narzuca wszystkim swoje racje. Trzeba zauważyć, że przedstawiona wiara nie ma nic wspólnego z religijnością jako taką, ma na celu osiągnięcie konkretnego celu. Wiara, jak i uprzedmiotowienie kobiet, są instrumentami kontroli i wyjaśnieniem takiego, a nie innego postępowania. Pewne jest tylko jedno: z czasem wszystko potrafi się zmienić, nie wiadomo tylko, czy na lepsze, czy gorsze.

Zdrowe zmysły to cenny skarb, oszczędzam je, jak kiedyś ludzie oszczędzali pieniądze. Odkładam na później, żebym ich miała dość, gdy przyjdzie czas.

Przyznam, że to jedna z tych książek, które potrafią przerazić i nie potrzebują wcale wielkiego rozlewu krwi, czy potworów czających się w ciemności. W końcu człowiek potrafi okazać się gorszy niż wszystkie inne zagrożenia. Nie bez powodu mówimy człowiek człowiekowi wilkiem. Polecam! Jest to bardzo dobrze napisana literatura, która potrafi wzbudzić w czytelniku wiele emocji.

środa, 7 kwietnia 2021

Trudi Canavan – „Ostatnia z dzikich”

Opis:

Era Pięciorga, #2

Choć Auraya była architektem zwycięstwa Białych, pierwsze spotkanie z wojną wypełniło jej sny koszmarami. Spaceruje w nich po polach krwi, a polegli wstają, by rzucić jej w twarz oskarżenie: Ty nas zabiłaś. Ty. Wydaje się, że Auraya nie zazna spokoju, dopóki nie odejdą te koszmary. Niestety jedyny człowiek, któremu ufa i którego mogłaby prosić o pomoc, zniknął. Tkacz snów Leiard, wciąż usiłując jakoś uporządkować coraz wyraźniejsze wspomnienia dawno zmarłego Mirara, ucieka w góry w towarzystwie Emerahl, być może ostatniej z Dzikich. Choć sama nie jest tkaczem snów, Emerahl dysponuje wielką mocą i pomaga Leiardowi w zrozumieniu tej niezwykłej plątaniny pamięci. To, co odkryją, zmieni jego życie na zawsze. Daleko na południu Pentadrianie liżą rany i próbują wybrać nowego przywódcę. Wydaje się, że pokój musi jeszcze zaczekać.

https://galeriaksiazki.pl/pl/p/Ostatnia-z-Dzikich.-Ksiega-II-Trylogii-Era-Pieciorga-wyd.-2020/388

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

Całą trylogię Ery Pięciorga kupiłam kiedyś po promocji w wersji kieszonkowej. Minimalizm takiego rozwiązania ma swoje plusy, ale ponad 600 str. książki pełnej małego druku i interlinii 1 potrafi zmęczyć. Jednak nie przeszkodziło mi to docenić tej rozbudowanej historii. Pierwszą część czytałam jakiś czas temu, więc potrzebowałam dobrej chwili, by na nowo poczuć wykreowany świat. Kiedy mi się to udało, znów uderzyłam mnie swego rodzaju swojskość w twórczości Trudi Canavan. Jak powrót do domu po długiej podróży.

Ludzie potrafią przekonać się do czegokolwiek, jeśli tylko chcą na kogoś zrzucić winę.

„Ostatnia z dzikich” skupia się na temacie boskości. Konflikt religijny między dwoma państwami wikła cały kontynent w walkę o wpływy. Pewne jest tylko jedno: ich bogowie są fałszywi lub przynajmniej słabsi od naszych. I jedni i drudzy dla swojej religii są w stanie zrobić wszystko i nie cofną się przed niczym. Niby fantastyka, ale temat poważny i nie musielibyśmy długo szukać, żeby znaleźć odniesienia do podobnych sytuacji.

Nie żałuj swojej przeszłości, powiedział Chaia. Wszystko, co robisz, uczy cię czegoś o świecie i o tobie. Do ciebie należy czerpanie mądrości z własnych błędów.

Mocną stroną powieści są główni bohaterowie, bardzo różnorodni i reprezentujący czasem skrajne perspektywy. Z tego powodu widzimy konflikt z różnych stron. Jak możemy się przekonać, każdy ma swoje racje i żadne nie są lepsze od innych. W końcu dla danej osoby jej własny światopogląd jest najważniejszy.

Twórczość Trudi Canavan chyba zawsze będę polecać. Za każdym razem bardzo łatwo trafia w mój gust i mam do niej sentyment. Z pewnością sięgnę po kolejny tom.

środa, 17 marca 2021

Margaret Mitchell – „Przeminęło z wiatrem”

Opis:

Scarlett O’Hara. Rozpieszczona córka plantatora bawełny. Intrygantka o zielonych oczach, najwęższej talii w trzech hrabstwach i niebywałym tupecie, dzięki którym prawie każdego mężczyznę potrafi okręcić sobie wokół palca. Ale ona zechciała tego jedynego, który jej nie uległ…

Nawet kiedy na jej drodze staje Rhett Butler – bezkompromisowy, inteligentny i cyniczny oficer – nie zamierza zmieniać swoich planów. A Rhett nie zamierza zrezygnować z niej…

Jednak w życiu Scarlett to nie mężczyźni są najważniejsi. Zdana tylko na siebie, poświęca wszystko, aby w ogniu wojny secesyjnej ratować rodzinny majątek – Tarę. I z beztroskiej dziewczyny zaczyna się zmieniać w dojrzałą kobietę.

Powieść o kobiecej niezłomności, walce o rodzinę i własne szczęście. A także o błędach, za które czasami trzeba zapłacić najwyższą cenę…

https://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazki/przeminelo-z-wiatrem/?edition=3

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

Jednym z gatunków literackich, które zazwyczaj omijam szerokim łukiem, jest klasyka światowego romansu. Kojarzy mi się ona głównie z bohaterkami, których głównym problemem jest, w co się ubiorą na zabawę i z kim zatańczą (lub nie). Wychowane w bogatych domach, bez trosk, bez pracy, bez obowiązków, przekonane o własnej wyjątkowości, zupełnie nierozumiejące zwykłych ludzi. „Małym Kobietkom” Alcott udało się mnie przekonać do siebie od razu, „Przeminęło z wiatrem” nie. Główna bohaterka irytowała mnie od pierwszych stron, uosabiając niemal wszystko, czego nie lubię w tym gatunku. Na szczęście moją uwagę przykuł „czarny charakter” tej powieści, który jako jedna z niewielu postaci, był naprawdę szczery i na każdym kroku demaskował zachowanie Scarlett.

Scarlett nie zdawała sobie sprawy, że wszystkie dawniej obowiązujące zasady przebrzmiały I że za uczciwą pracę nie otrzymuje się już nagrody.

I choć postać Scarlett O’Hary bardzo mnie denerwowała, z każdą kolejną przeczytaną stroną zaczęłam doceniać tę historię. Przede wszystkim podobały mi się opisy wojny secesyjnej z perspektywy mieszkańców Południa i zmiany światopoglądowe, jakie po niej nastąpiły. Bańka mydlana musiała w końcu pęknąć i wszyscy, niezależnie od swojej wcześniejszej pozycji musieli ubrudzić sobie ręce i zacząć ciężko pracować.

Życie nie jest obowiązane dawać nam to, czego oczekujemy. Bierzemy to, co nam daje, i jesteśmy wdzięczni, że nie jest gorzej.

Jestem zaskoczona, że wystawiłam tej książce tak wysoką ocenę. Powieść jest bardzo przemyślana i rozbudowana, pełna emocji i postaci z krwi i kości. „Gardziłam” postępowaniem głównej bohaterki, która doprowadzała mnie w niektórych momentach do szewskiej pasji, ale muszę zwrócić uwagę, że przez to zostanie w mojej pamięci. Na jej tle doceniamy zachowanie innych bohaterów. Zakończenie, choć przewidywalne, było dobrym podsumowaniem całej historii.

Polecam!

 

środa, 3 marca 2021

Stanisław Lem - „Pamiętnik znaleziony w wannie”

 Opis:

Pamiętnik znaleziony w wannie jest jedną z najbardziej zagadkowych książek Lema. Czyta się jak zabawną satyrę na przeżarty wiarołomstwem świat nowoczesnego wywiadu, ale jak wszystkie teksty w świecie szpiegów – jest tekstem szyfrowanym. Uważny czytelnik odkryje tu krytykę totalitarnego państwa, ale też paraboliczną przypowieść o sytuacji człowieka zagubionego w kosmosie znaków, które produkuje społeczeństwo, kultura, literatura, świat fizyczny i biologia. I tak groteska i drwina przemieniają się niepostrzeżenie – w filozofię.

https://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/4276/Pamietnik-znaleziony-w-wannie/

Moja ocena: Ujdzie w tłumie (**)

Rok 2021 został ogłoszony rokiem Stanisława Lema. Z tej okazji zaproponowałam na Dyskusyjnym Klubie Książki, byśmy sięgnęli po tego autora. Traf chciał, że padło na „Pamiętnik znaleziony w wannie” ze względu na dostępność na Legimi. Ten tytuł wydawał się dość bezpiecznym wyborem. Zwłaszcza wśród futurystycznych książek przesiąkniętych nowomową. Nic bardziej mylnego.

– (…) Ale to… to brzmi jak… – nie dokończyłem.
– Szyfr powinien przypominać wszystko z wyjątkiem szyfru – odparł.

Mam mieszane uczucia do tego tytułu. Ponieważ z jednej strony było mi bardzo ciężko się wczuć, ale na swój pokrętny sposób, wciągnęłam się w tę historię. Choć jeśli miałabym opisać ją jednym słowem, pierwsze co przychodzi mi na myśl to: dziwna. Nie był to stracony czas, ale nie poczułam się zrelaksowana. Pamiętnik wymagał ode mnie dużego skupienia. Musiałam robić sobie przerwy, żeby nie pogubić się w tej historii, i nie mogę powiedzieć, że zawsze mi się to udało.

Kiedy wszyscy są wariatami, nikt nie jest wariatem…

Lem bawi się swoim głównym bohaterem i w pewnym sensie także czytelnikiem, wrzucając go w wir absurdu, w trybiki machiny, której daleko do doskonałości. Autor przygląda się jednostce pod kątem indywidualności, wyznawanych wartości i motywacji w zderzeniu z instytucją rządową. W dodatku tajną o dużym poziomie biurokratyzacji. Miałam wrażenie, że to wojskowa korporacja, w której człowiek się po prostu gubi i traci sens. Podobne poczucie zagubienia nie opuszcza ani bohatera, ani czytelnika.

Mimo wszystko uważam, że warto spróbować poznać ten tytuł.

środa, 24 lutego 2021

Petr Šabach – „Babcie”

Opis:

Matěj urodził się w sierpniu 1951 roku. A raczej brutalnie wypchnięto go na świat pełen nieobliczalnych stryjków, bojowniczych ciotek, sąsiadek mieszających w wannie sałatkę ziemniaczaną, bezkompromisowych trenerów boksu, wyjących przenikliwym falsetem germanistek i innych udręk, od których z pewnością by oszalał, gdyby nie one. Babcie.

Subtelna babcia Irena, której dzieciństwo upłynęło w klasztorze, płynnie mówi po francusku, czyta wnukowi Szekspira, zachwyca się baletem rosyjskim i grecką filozofią.

Babcia Maria, zagorzała komunistka, chleb smaruje palcem, z nikim się nie certoli i każdą chorobę leczy winem domowej roboty, bez względu na to, czy niedomaga dorosły, czy dziecko.

Matěj zabiera nas w swoje lata szkolne, zbuntowaną długowłosą młodość (która zahacza o Londyn ´69 i Grecję lat 70.) i dorosłość, aż do aksamitnej rewolucji w 1989 roku. Jak zwykle u Šabacha, w tej podróży towarzyszą nam ciepły uśmiech i nostalgiczna łezka.

Petr Šabach urodził się w sierpniu 1951 roku. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe…

https://www.wydawnictwoafera.pl/babcie,id41.html

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

Od czasu do czasu lubię sięgnąć po literaturę czeską. Zazwyczaj wtedy, kiedy chcę odpocząć, czytając coś lekkiego. To duże uproszczenie, ale z tym właśnie kojarzą mi się książki naszych południowych sąsiadów. Ze specyficznym poczuciem humoru i dobrą rozrywką, która potrafi rozbawić do łez. „Babcie” wpisują się w ten trend, ale oferują coś więcej.

Ciocia kibicowała wszystkiemu, co miało związek z długimi włosami i gitarą elektryczną, bo te właśnie atrybuty zajadle tępili komuniści. Więc jeśli komuniści uważali rock and roll za muzykę ideologicznie wrogą, ciocia w sposób naturalny wspierała ten nurt, uważała to za swój obowiązek obywatelski.

To nie tylko bardzo fajna historia z humorem, którą czyta się w mgnieniu oka. Na uwagę zasługują barwne postacie, w tym tytułowe Babcie, mające ważny wpływ na życie głównego bohatera. Ta zabawna książka o dorastaniu, pokazuje w przystępnej formie, jak młodego człowieka kształtuje jego otoczenie. Wraz z wiekiem głównego bohatera, zmienia się też styl powieści, na dojrzalszy, poważniejszy. Łączy się to bezpośrednio z wydarzeniami, które miały miejsce w tamtym czasie w Czechosłowacji. I choć ta zmiana jest bardzo wyczuwalna, wpisuje się w fabułę powieści. Widzimy, jak różnie podchodzimy do życia jako dzieci, a jak wtedy, kiedy stajemy się dorośli. Wychodzi to całkiem naturalnie.

Polecam! Fani czeskiego humoru powinni być zadowoleni.

środa, 17 lutego 2021

John Steinbeck – „Na wschód od Edenu”

Opis:

Powieść uznawana za najwybitniejsze dzieło Steinbecka opowiada o tragicznym losie rodziny Trasków, która na przełomie XIX i XX wieku osiedliła się w dolinie Salinas. Adam Trask, farmer, samotnie wychowuje dwóch synów – Arona i Kaleba. Chłopcy różnią się od siebie jak woda i ogień, a jedyne co ich łączy, to nieustanna rywalizacja o miłość surowego ojca. Aron jest spokojny i posłuszny, Kal to urodzony buntownik, który żywi wyraźną niechęć do brata i za wszelką cenę chce odnaleźć matkę. Napiętą sytuację między braćmi pogłębia jeszcze miłość do tej samej dziewczyny – Abry. W końcu Kaleb odnajduje matkę, demoniczną Kathy, w domu publicznym i odkrywa, że jest ona zupełnym przeciwieństwem tego, co uosabia ukochany ojciec. Rozdarcie wewnętrzne, konieczność dokonania wyboru i nadmiar napięć doprowadzają do tragedii…

„Na wschód od Edenu” to jedna z najwybitniejszych i zarazem najpopularniejszych powieści XX wieku. Podczas gdy w warstwie fabularnej jest realistyczną sagą rodziny kalifornijskich ranczerów, jej drugie, głębsze dno można odczytywać jako reinterpretację biblijnej historii o Kainie i Ablu i przypowieść o walce dobra ze złem w człowieku.

https://www.proszynski.pl/Na_wschod_od_Edenu-p-30879-.html

Moja ocena: Oby więcej takich (*****)

Wypełniając książkowe bingo i tym samym realizując postanowienie, by sięgać po gatunku inne niż zwykle, natrafiłam na książkę Johna Steinbecka „Na wschód od Edenu”. To pierwsza książka, która pojawia się na liście Lubimy Czytać pod hasłem saga rodzinna. I moje pierwsze wrażenie? Wow. Ta książka to jest coś. Widziałam, że ma dobre oceny, więc jakoś naturalnie wyszło, że miałam wobec niej duże oczekiwania i nie zawiodłam się.

Myślę, iż różnica między kłamstwem a opowieścią polega na tym, że opowieść posługuje się akcesoriami i pozorami prawdy w interesie zarówno słuchacza, jak opowiadającego. Opowieść nie ma w sobie ani zysku, ani straty. Natomiast kłamstwo jest środkiem zapewniającym korzyść albo ucieczkę. Przypuszczam, że jeżeli trzymać się ściśle tej definicji, powieściopisarz jest kłamcą – o ile ma finansowe powodzenie.

„Na wschód od Edenu” jak na sagę rodzinną przystało, przedstawia nam kilka pokoleń. Z jednej strony czujemy upływ czasu, z drugiej obserwujemy rozwój poszczególnych bohaterów na tle konkretnych wydarzeń. Narodziny i śmierć zataczają koło. Losy postaci rozgrywają się w pewnych ramach czasowych, dlatego dodatkowo stajemy się świadkami znacznego skoku dziejowego między XIX a XX wiekiem w Stanach Zjednoczonych.

Tutaj stawiam regułę: wielka i trwała opowieść musi mówić o każdym, bo inaczej nie przetrwa, To, co dalekie i obce, nie jest interesujące – tylko rzeczy głęboko osobiste i blisko znane.

Książka jest napisana niesamowicie. Plastyczna, obrazowa, interesująca. W moim odczuciu akcja i opisy są wyważone. W dodatku powieść Steinbecka przedstawia wartościową historię. Znajdziemy w niej wiele rozważań na różne tematy, ale w żaden sposób nie jest nachalna czy moralizatorska, poza tym, że zmusza do własnych przemyśleń. Miałam wrażenie, że wręcz płynę ze strony na stronę. To jedna z tych książek, w których chcesz wiedzieć, co wydarzy się dalej, ale jednocześnie nie chcesz kończyć jej czytać. Ot, taki paradoks.

Zdecydowanie polecam! Spędziłam przyjemnie czas na intrygującej i wartościowej historii. Mogę sobie tylko życzyć, by trafiać na tak dobre pozycje książkowe jak ta Steinbecka.

środa, 10 lutego 2021

Jakub Ćwiek – „Chłopcy 3. Zguba”

Opis:

Gdzie są moi Chłopcy?!”

Krótkie wakacje Dzwoneczka nieomal kończą się tragedią. Gdy wróżka budzi się po wielomiesięcznej śpiączce, odkrywa, że całe życie, jakie znała, to tylko twór podświadomości, a prawda jest… zupełnie inna. Jaką rolę w intrydze odgrywa Cień i sam Piotruś Pan? I gdzie podziali się Chłopcy? Za odpowiedzi na te pytania Dzwoneczek będzie musiała zapłacić wysoką cenę. O ile w ogóle zdąży je poznać…

Zguba to książka, przy której Czytelnik będzie miał poczucie, że opuścił stary, poczciwy lunapark i właśnie pędzi Skrótem na złamanie karku. Świat Chłopców 3 jest bezwzględny i brudny (tak jak bezwzględna i brudna bywa dorosłość), a jednocześnie niebywale pociągający. Najlepsza część bestsellerowego cyklu!

Moja ocena: Dobra (***)

Niektóre historie są tak rozpoznawalne, że nie trzeba ich przedstawiać. Piotruś Pan jest marką samą w sobie. Nawet jeśli ktoś nie poznał jego przygód, i tak wie, kim jest ta postać. Synonimem wiecznego dziecka, które nie chce dorosnąć. Jakub Ćwiek snuje przed czytelnikami powieść, w której Piotruś i Zagubieni Chłopcy fizycznie dorastają, choć mentalnie wciąż kryją w sobie coś z dzieci. I coś w tym jest. Każdy z nas ma w sobie taką malutką cząstkę, która nigdy się nie starzeje.

– Ja już to czytałem. Teraz złapałem coś na szybko, bo akurat wychodziliśmy.
– Aha. – Pokiwała głową z prawdziwym uznaniem, jakby czytanie tej samej książki więcej niż raz było zjawiskiem zarezerwowanym dla prawdziwej elity.

W tej części autor stawia przed swoją główną bohaterką – Dzwoneczkiem – nie lada orzech do zgryzienia. Dosłownie wywraca jej świat do góry nogami. Wszystko, w co wierzy była wróżka, jest podawane w wątpliwość. Najcięższą walkę musi stoczyć we własnej głowie, sama ze sobą, pokonując swoje słabości. Jak na postać żywcem wyjętą z bajki, jej życie wcale nie przypomina baśniowej sielanki.

Piotruś jest pewnie niewinny po dziś dzień. Po dziecięcemu niewinny, a to najgorszy rodzaj niewinności. Jesteś taki, bo zwyczajnie nie rozumiesz, że robisz coś złego. Możesz być okrutny, zawistny, egoistyczny, ale dopóki nie wiesz, co to zło, tak szczerze, głęboko w sercu nie wiesz, nadal jesteś niewinny. Taki właśnie jest Piotruś Pan. To najbardziej przerażająco niewinna osoba w tym i wszystkich światach.

Książka jest w porządku. Dobrze się bawiłam, choć poprzednie części podobały mi się bardziej. Coś dla fanów skór, motorów i ciętego humoru. Jestem ciekawa ostatniego tomu, więc za jakiś czas z pewnością po niego sięgnę. Przypominam, że cała seria to fantastyka dla dorosłych czytelników, opierająca się na dewizie „sex, drugs & rock'n'roll” i nie jest odpowiednia poniżej pewnego wieku.

Polecam!

środa, 3 lutego 2021

Mikołaj Grynberg – „Poufne”

Opis:

Piękna, osobista proza o losach pewnej żydowskiej rodziny naznaczonej długim cieniem historii. Podążając za narratorem, śledzimy sceny z codziennego życia, pełne czułości i humoru, niekiedy trudne, przepełnione doświadczeniem choroby i straty. Tutaj przeszłość bywa obciążeniem, ale także powodem do wyzwalającego śmiechu, a ironia i miłość pozwalają radzić sobie z gorzkim dziedzictwem. Bohater, kiedyś mały chłopiec, syn i wnuk, teraz ojciec i mąż, obserwuje rodzinne losy i pyta sam siebie: czyim życiem żyję?

https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/poufne?gclid=EAIaIQobChMIptOOz9LL7gIVATcYCh0bewBgEAAYASAAEgKjZ_D_BwE

Moja ocena: Oby więcej takich (*****)

Nowy Rok na Dyskusyjnym Klubie Książki rozpoczęliśmy książką Mikołaja Grynberga pt. „Poufne”. Jest to dla mnie pierwsze spotkanie z tym autorem. Szczerze mówiąc, po opisie książki czułam pewne obawy, ponieważ tytuły poświęcone tematyce żydowskiej są zazwyczaj „obciążone” martyrologiczną atmosferą. Moje obawy okazały się jednak nieuzasadnione.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to użyta przez autora forma. Przypomina ona zbiór opowiadań poświęconych jednemu tematowi, czyli Żydom i ich życiu. I wbrew pozorom ukazano życie zwyczajne, rodzinne, pełne emocji, miłości i szczęścia. Teksty są tak minimalistyczne, jak wieńcząca ten tytuł okładka, i mieszczą się w sumie w 150 stronach.

Z opisu wydawniczego dowiadujemy się, że jest tu przedstawiona historia jednej rodziny, choć poza niektórymi fragmentami jakoś tego nie odczułam. Każda część jest na tyle uniwersalna, że broni się sama. Efekt ten potęguje zabieg wybrany przez autora, czyli brak imion bohaterów i skupienie się na opisowym, funkcyjnym przedstawieniu postaci (np. syn, matka, dziadek itp.). W ten sposób te opowieści mogłyby dotyczyć większości Żydów, a niektóre wszystkich bez wyjątku.

Doceniam tytuły, które potrafią mówić o sprawach poważnych i trudnych, w bardzo wyważony i delikatny sposób. Jeśli jest to zrobione umiejętnie, wcale nie spłyca się tematu, nie traci on na znaczeniu, a dzięki temu jest większa szansa, że czytelnik sięgnie po taką książkę. Nie oszukujmy się, przeważnie chcemy przyjemnie spędzić czas, a nie dodatkowo się dołować. „Poufne” doskonale wpisuje się w ten trend.

Zaskoczył mnie nie tylko bardzo przyjemny w odbiorze styl, ale przede wszystkim atmosfera, podnosząca na duchu i zabawna, trochę odzierająca temat z martyrologii i ciągłego robienia z Żydów ofiar. Bohaterowie Grynberga to normalni ludzie. Co prawda zdarzają się fragmenty lepsze i gorsze. Te, które w moim odczuciu najmniej pasowały do książki, po prostu zignorowałam, skupiając na tych, za które polubiłam dane postacie czy sytuacje.

Zdecydowanie polecam! Mam wrażenie, że w „Poufnym” każdy może znaleźć coś dla siebie. W moim przypadku były to „Latałezy”, które przypomniały mi „Słowika” Kristin Hannah. Jeśli ciekawi Was moja opinia o „Słowiku” zapraszam >>>tutaj<<<.

środa, 27 stycznia 2021

Małgorzata Warda – „Nikt nie widział, nikt nie słyszał...”

Opis:

Poruszająca, współczesna powieść o zaginionych dzieciach i skutkach, jakie ich zniknięcie wywołało na zawsze u najbliższych. Lena od dwudziestu lat próbuje dojść, gdzie podziewa się jej mała siostrzyczka Sara, która nagle „wyparowała” z podwórka w Gdyni. Co przydarzyło się Agnieszce, młodej Polce z Paryża? Kim jest zalękniona kobieta odnaleziona przez policję na plaży w Łebie? Czy któraś z nich jest zaginioną Sarą?

https://www.swiatksiazki.pl/nikt-nie-widzial-nikt-nie-slyszal-5711237-ksiazka.html

Moja ocena: Oby więcej takich (*****)

„Nikt nie widział, nikt nie słyszał...” to jedna z tych książek, które od dawna zalegają na mojej półce. Zresztą jak tak na nią patrzę, to widzę, że jest nadgryziona zębem czasu. Pożółkłe strony, zapach kurzu i starego papieru. Brzmi, jakby nie wiadomo, ile u mnie spędziła, prawda jest jednak taka, że wydano ją w 2015 r., czyli tylko sześć lat temu. W sumie nie nastawiłam się na coś konkretnego, ale muszę przyznać, że podczas lektury zostałam zaskoczona bardzo pozytywnie. Fabuła wciągnęła mnie od pierwszych stron.

Lustra są trudnością. W lustrach świat wydaje się niedokładnie ten sam. W lustrze, jak w zaczarowanym zwierciadle, kobieta zaczyna się odsłaniać.

Małgorzata Warda przybliża nam postacie Leny i Agnieszki, dwóch kobiet, których z pozoru nic nie łączy. Z każdą kolejną stroną szukałam powiązań między nimi, bo że istnieje jakiś powiązanie, byłam pewna. Od kiedy zaświtała mi myśl, że coś jest nie tak, siedziało ukryte, gdzieś w zasięgu wzroku. To uczucie spotęgowała historia trzeciej bohaterki – Moniki. Początkowo losy trzech kobiety nie przeplatają się, potem zaś jest to raczej epizodyczne jako wzmianki czy kawałek piosenki. Jak potoczą się ich losy? Musicie przekonać się sami.

Książka bardzo mnie zaskoczyła i sama zastanawiam się, dlaczego uczyniłam z niej przykrytego kurzem „półko-wnika”. Być może miała na to wpływ moja obawa, że tytuł okaże się trudny i dojmujący ze względu na wybraną tematykę. Nic bardziej mylnego! Zniknięcia dzieci zostały przedstawione czytelnie, ale bez przytłaczania czytelnika atmosferą. Przez to chyba łatwiej zżyć się z głównymi bohaterkami.

Zdecydowanie polecam! Moje pierwsze literackie spotkanie z twórczością Małgorzaty Wardy, oceniam na bardzo udane.

środa, 20 stycznia 2021

Kristin Hannah – „Słowik”


Opis:

Miłość pokazuje nam, kim chcemy być.

Wojna pokazuje, kim jesteśmy.

Światowy bestseller już w Polsce!

Dwie siostry, Isabelle i Vianne, dzieli wszystko: wiek, okoliczności ,w jakich przyszło im dorastać, i doświadczenia. Kiedy w 1940 roku do Francji wkracza armia niemiecka, każda z nich rozpoczyna własną niebezpieczną drogę do przetrwania, miłości i wolności.

Zbuntowana Isabelle dołącza do ruchu oporu, nie zważając na śmiertelne niebezpieczeństwo, jakie ściąga na całą rodzinę. Opuszczona przez zmobilizowanego męża Vianne musi przyjąć do swego domu wroga. Cena za uratowanie własnego życia i dzieci z czasem staje się dramatycznie wysoka…

Inspirowana życiorysem bohaterki ruchu oporu Andrée de Jongh opowieść o sile, odwadze i determinacji kobiet zachwyciła miliony czytelniczek na całym świecie.

https://www.swiatksiazki.pl/slowik-6330802-ksiazka.html

Moja ocena: Oby więcej takich (*****)

Na Dyskusyjnym Klubie Książki przeczytaliśmy kiedyś „Wielką Samotność” Kristin Hannah, ale szczerze mówiąc, nie zachwyciła nas. W tym kontekście „Słowik” podobał mi się bardziej. Zarówno fabuła i kreacja bohaterów jest atutem tej książki. Dodatkowo potrafi ona wzbudzić szereg emocji i zmusić czytelnika do zastanowienia. W końcu za łatwo czyta się o wojnie z perspektywy kanapy w ciepłym domu.

– Isabelle wydaje się nie do złamania. Na zewnątrz to czysta stal, a w środku serce miękkie jak wosk. Nie zrań jej, to chcę powiedzieć. Jeżeli jej nie kochasz…
– Kocham.
Vianne przyjrzała mu się badawczo.
– A ona o tym wie?
– Mam nadzieję, że nie.
Jeszcze przed rokiem Vianne nie zrozumiałaby tej odpowiedzi. Nie miałaby pojęcia o istnieniu mrocznej strony miłości ani o tym, że ukrywanie uczuć bywa niekiedy aktem miłosierdzia.

Autorka przypomina, że na wojnie nic nie jest czarne albo białe, przez to ukazana przez nią historia jest bardzo wyrazista i prawdziwa. Oparta na życiorysie członkini ruchu oporu i osadzona w konkretne ramy historyczne. Nieraz pytałam mojego męża – historyka – czy tak było w danym czasie we Francji i dostawałam odpowiedź twierdzącą. Realizm jest więc bardzo mocną stroną „Słowika”.

Przed takim ryzykiem wszyscy ją ostrzegali, tak wyglądała okropna prawda, której nie chciała przyjąć do wiadomości. Wydawało jej się, że bierze udział w znakomitej przygodzie, a tymczasem… Jeśli się załamie, to zginie, pociągając za sobą ludzi, których kochała.

Jak wiele pozycji o tej tematyce, „Słowik” jest bardzo przejmujący. Ukazuje różne oblicza człowieczeństwa i trudnych ludzkich wyborów. Nie jest to książka łatwa, mówi o wielu aspektach wojny. Skupia się na uczuciach i instynktach. Kristin Hannah rysuje przed czytelnikiem proste do wyobrażenia obrazy za sprawą bogatych opisów, ale ładuje w nie całe spektrum emocji. Tym samym obok przedstawionej historii nie można przejść obojętnie.

Zdecydowanie polecam! „Słowik” mówi o trudnym temacie, jakim jest wojna, ale robi to w sposób wyważony i trafiający do serca. Przedstawia ludzkie dramaty, wolę przetrwania, odwagę, ale również miłość, która okazuje się dla niektórych źródłem niewyczerpanej siły. Jeśli lubicie takie historie o wojnie, to książka jest dla Was.

środa, 13 stycznia 2021

Brandon Sanderson – „Stop prawa”

Opis:

Trzysta lat po wydarzeniach opisanych w trylogii „Zrodzonego z Mgły”, Scadrial unowocześnia się, koleje uzupełniają kanały, ulice i domy bogaczy oświetlają elektryczne lampy, a w niebo wznoszą się pierwsze drapacze chmur o żelaznej konstrukcji. Kelsier, Vin, Elend, Sazed, Spook i pozostali są teraz częścią historii – lub religii. Jednakże, choć nauka i technika wznoszą się na wyżyny, stara magia Allomancji i Feruchemii wciąż odgrywa rolę w odrodzonym świecie.

Na pograniczu zwanym Dziczą są podstawowymi narzędziami dzielnych mężczyzn i kobiet, którzy starają się zaprowadzić tam prawo i porządek. Jednym z nich jest Waxillium Ladrian, rzadki Podwójny, który dzięki Allomancji może Odpychać metale, a dzięki Feruchemii zmniejszać lub zwiększać swój ciężar. Po dwudziestu latach spędzonych w Dziczy, Wax został zmuszony przez rodzinną tragedię do powrotu do stolicy Elendel. Z dużą niechęcią musi odłożyć broń i przyjąć obowiązki przynależne głowie arystokratycznego rodu. W każdym razie tak mu się wydaje, do chwili, gdy boleśnie przekonuje się, że posiadłości i eleganckie ulice Miasta mogą kryć w sobie większe niebezpieczeństwa niż piaszczyste równiny Dziczy.

Moja ocena: Bardzo dobra (****)

Moja pierwsza książka w nowym roku. Weszłam w ten 2021 rok bardzo pozytywnie, ale, prawdę mówiąc, nie oczekiwałam niczego innego od twórczości Brandona Sandersona. Postawiłam na pewniaka. To jeden z tych pisarzy, do których lubię wracać. Jego styl bardzo mi odpowiada i nawet jeśli mam jakieś zastrzeżenia do poszczególnych książek, w ogólnym rozrachunku to zawsze przyjemnie spędzony czas. Dodatkowy plus za przyciągające oko, charakterystyczne okładki.

Lecz prawdziwie wielkim człowiekiem jest ten, kto umie odłożyć na bok sprawy ważne, by zająć się tymi niezbędnymi.

Kolejna część cyklu zabiera nas w literacką podróż wiele lat po wydarzeniach ukazanych w Zrodzonym z mgły. Świat dojrzał i przeistoczył się. Jeśli poprzednie trzy tomy można uznać za fantastyczny odpowiednik średniowiecza, tak „Stop prawa” rozpoczyna erę przemysłowego steam punku. Ta drobna różnica sprawia, że historia nabiera świeżości. Za akcję zaś odpowiadają sceny rodem z Dzikiego Zachodu: strzelaniny, wybuchy, ataki na pociągi. Naprawdę wiele się dzieje.

– (...) Studiuję prawo karne i behawiorystykę kryminalną.
– I to jest coś, czego należy się wstydzić? – spytał Waxillium. Popatrzył zdezorientowany na Wayne'a.
– Cóż, usłyszałam, że to mało kobiece. Ale poza tym... cóż, siedzę tu z wami... i... no wiecie... jesteście jednymi z najsławniejszych stróżów prawa na świecie i w ogóle…
– Zaufaj mi – odezwał się Waxillium. – Nie wiemy tak wiele, jak mogłoby ci się wydawać.
– Co innego, gdybyś studiowała błazenadę i idiotyzm – dodał Wayne. – W tej kwestii rzeczywiście jesteśmy ekspertami.

Podstawą wielu historii jest szeroko rozumiane poczucie obowiązku. Zazwyczaj relacje względem rodziny czy bliskich stawiane są wyżej niż dbanie o społeczność. Jest to jak najbardziej zrozumiałe. Jednak interesy bohatera, rodziny i społeczności często zasadniczo się od siebie różnią. Brandon Sanderson stawia przed swoim głównym bohaterem Waxilliumem twardy orzech to zgryzienia. Były stróż prawa musi zadbać o rodzinne interesy, które wymagają od niego samego wielu poświęceń: powrót do miasta, porzucenie dawnego zajęcia, wybieranie tego, co właściwe, a niekoniecznie dobre dla niego samego. W tym przypadku stawia on los innych ponad swoim własnym i ta szlachetność nie raz zostaje wykorzystana.

Przedstawione wydarzenia to nie tylko sceny akcji, to także dobrze skrojona intryga, która zostawia czytelnika z typowym cliffhangerem. W dodatku autor okrasił opowieść czarnym humorem, który nie raz Was rozbawi. Typowa dla powieści Sandersona jest kreacja interesujących bohaterów, z charakterem, którym możemy pokibicować. Przez to strony znikają w mgnieniu oka i pozostawiają niedosyt. Nic, tylko sięgnąć po kolejną część.

Polecam!

środa, 6 stycznia 2021

Madeline Miller – „Kirke”


Opis:

Matka – Wiedźma – Bogini – Kreatorka – Niszczycielka – Potwór – Kobieta – Wyrzutek

Kirke

Daj się jej oczarować.

Jeśli chcesz wiedzieć, kim jesteś, zawalcz o swoje miejsce na świecie.

Kirke długo nie wiedziała, kim jest. Urodziła się wśród bogów, lecz była dla nich zbyt mało potężna. Zbyt mało piękna. Zbyt mało okrutna. Wszyscy myśleli, że nie ma żadnej mocy. Lecz kiedy spotkała pierwszego śmiertelnika, stało się jasne, że drzemie w niej siła, która może zagrozić wszystkim bogom. A wtedy zaczęli się bać.

Kirke musiała zapłacić za ich strach. Odtrącona przez bogów i ludzi była zmuszona sobie radzić sama. Kolejne próby, przed którymi postawił ją los, przygotowywały ją do tej najważniejszej. Aby ochronić to, co kocha, Kirke będzie musiała zebrać wszystkie siły i zdecydować raz na zawsze, czy należy do bogów, z których się urodziła, czy do śmiertelników, których pokochała.

Moja ocena: Dobra (***)

Moja pierwsza recenzja w nowym roku, choć ta mitologiczna podróż była ostatnią, jaką odbyłam w roku 2020. Dawniej uwielbiałam mitologię grecką i rzymską. Z czasem to uwielbienie osłabło, ale wciąż z rozrzewnieniem wspominam te czasy. Za sprawą „Kirke” poznajemy nieco inne oblicze tytanów, bogów i śmiertelników. Świat nieśmiertelnych rządzi się własnymi prawami, ale wbrew pozorom nie różni się od ludzkiego. Wszelkie emocje są identyczne: od miłości do nienawiści.

– Pomogłeś śmiertelnym – wymamrotałam. – Dlatego cię ukarano.
– Tak.
– Powiesz mi, jacy oni są?
To było dziecinne pytanie, ale skinął głową z powagą.
– Na to nie ma jednej odpowiedzi. Każdy jest inny. Łączy ich jedynie śmierć. Znasz to słowo?
– Znam – powiedziałam. – Ale go nie rozumiem.

Książkę początkowo czytało mi się ciężko. Miał na to wpływ stylizowany język, miejscami bogaty, czasem trochę pompatyczny, ale dla mnie przyciężkawy w odbiorze. To nie znaczy, że lektura jest napisana źle, po prostu zmusiła mnie do większej uwagi, której w tamtej chwili nie mogłam jej poświęcić. Zupełnie subiektywny odbiór i odczucia. Gdy już potocznie mówiąc, wgryzłam się w opowieść, było znacznie lepiej.

Pozwólcie, że powiem, czym czarna magia nie jest: to nie boska moc, która przychodzi na zawołanie. To coś, co należy stworzyć, wypracować, zaplanować i odnaleźć, wykopać, wysuszyć, posiekać i utłuc, uwarzyć i odpowiednio wymieszać. Nawet po tym wszystkim może zawieść, w przeciwieństwie do bogów.

Tytułową czarodziejkę znamy głównie jako epizodyczną postać z historii o Odyseuszu. Madeline Miller rozszerza ten wątek i przedstawia jej losy także przed i po tych wydarzeniach. Historia Kirke uwypukla bezwzględność bogów, rzuca cień na przygody znanych bohaterów. Odziera ich ze świetności i zrzuca z piedestału. Można odnieść wrażenie, że autorka walczy z epopeją jako utworem literackim. Podważa sposób przedstawiania historii antycznej z charakterystycznym przeświadczeniem o słuszności wyborów i łaski panów z Olimpu dla słusznej sprawy, gdzie rola ludzi sprowadza się do bycia pionkiem w grze nieśmiertelnych. Dość luźno przytaczając słowa padające w książce, człowiek nieszczęśliwy bardziej powierza swój los w ręce bogów i składa im ofiary, niż kiedy jest szczęśliwy. Dlatego zsyłanie na niego nieszczęść bardziej im się opłaca.

Każdy kolejny wysiłek uczył mnie na pewno tego, że warto się wysilić.

Historię oceniam na dobrą. Zainteresowała mnie, choć nie wbiła w fotel. Miller postanowiła stworzyć kobiecą postać, dążącą do niezależności w bardzo zmaskulinizowanym świecie. Wygnanie zamiast być dotkliwą boską karą, staje się dla czarodziejki drogą do poznania samej siebie i otwiera przed nią nowe możliwości. To trochę inne spojrzenie na antycznych bohaterów od tego, które znamy. Lektura zdecydowanie warta uwagi.

Polecam!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...