Szukaj na tym blogu

niedziela, 13 września 2020

Janusz Kolasa — „Moja podróż po Azji Południowo-Wschodniej. Tajlandia — Laos. Fakty, anegdoty, przygody”

Opis:

Janusz Kolasa opisuje swoją nieplanowaną podróż po południowo-wschodniej Azji. Pierwszy tom zawiera relację z podróży po Tajlandii i Laosie. Książka jest o tyle ciekawa, że autor stara się wchodzić między ludzi, nie tylko zwiedzać najbardziej popularne miejsca w obu krajach, trafiać w rejony trudno dostępne, by zobaczyć życie zwykłych mieszkańców. Publikacja przyda się komuś, kto przygotowuje się do podróży po tych krajach, chciałby obejrzeć najciekawsze miejsca, dowiedzieć się, jak szukać hotelu, transportu czy jak się zachować, aby nie popaść w tarapaty, lecz także temu, kto poszukuje dobrej rozrywki, a przy tym chce zakosztować nieco azjatyckiej historii i kultury. Wszystko wzbogacone jest fotografiami z podróży.

„Rozpoczyna się spektakl. Na wybieg wchodzą dziewczyny i tańczą w takt rytmicznej muzyki. Na biodrach mają kilkucentymetrowej szerokości przepaski, a na ich szyjach wiszą naszyjniki z kwiatów. To stanowi cały ich ubiór. Dziewczyny są śniade i mają kruczoczarne długie proste włosy. Wszystkie są młode i bardzo ładne. W panującym półmroku prezentują się świetnie. Popijam piwo i obserwuję występ.

Tancerki zaprezentowały swoje wdzięki i schowały się za sceną.
O moja naiwności! Już teraz wiem, co to będzie za „show”.
Na wybiegu zostaje jedna czarna piękność. Zaczyna się pokaz. Dziewczę wkłada sobie w intymne miejsce piłeczki pingpongowe, którymi strzela w kierunku tego białego towarzystwa. Już rozumiem, co naganiacz miał na myśli, powtarzając bez ustanku „show” i „ping-pong”. Faceci łapią te piłki w locie i odrzucają dziewczynie. Bawią się doskonale.”

Janusz Kolasa, z zawodu inżynier, żeglarz i podróżnik, zafascynowany Azją Południowo-Wschodnią. Autor wielu reportaży oraz książki pt. „Dziennik z podróży po Indiach”. W kilku paromiesięcznych podróżach zwiedził wszystkie kraje tego regionu. Podróżując, odkrywa zakątki krajów, do których rzadko docierają biali turyści. W swoich publikacjach konfrontuje zdobytą przed podróżą wiedzę z rzeczywistością.

https://novaeres.pl/katalog/tytuly?szczegoly=moja_podroz_po_azji_poludniowowschodniej,druk


Moja ocena: Dobra (***)

Kolejna czytelnicza podróż zawiodła mnie do Tajlandii i Laosu. Ten pierwszy kraj kojarzy mi się głównie z pięknymi widokami, uwiecznionymi na zdjęciach przez kilku znajomych na FB. Widziałam też kilka lakhonów/lakornów z angielskimi napisami, czyli tajskich oper mydlanych będących odpowiednikiem południowokoreańskich dram. Tam trafiłam tylko na pięknych ludzi, cudowne krajobrazy, wielkie pieniądze itd. itp. W tych sielankowych obrazkach brakowało miejsca, chociażby na plastikowe śmieci, których Tajlandia ma pod dostatkiem, walające się na plażach. Kiedy tylko natrafiłam na książkę o tym kraju, od razu dodałam ją do listy do przeczytania.

Tajska kuchnia jest jedną z najsmaczniejszych na świecie. Jej podstawą są: mięso, ryby, owoce morza, no i przyprawy. Te najczęściej stosowane to: chili, imbir, cebula, czosnek, curry i kolendra. W zależności od ilości przypraw — dania są dla białego człowieka zjadliwe bądź niemożliwe do przełknięcia.

Nie przejmowałam się zbytnio niskimi ocenami na Goodreads czy Lubimy Czytać, bo najzwyczajniej w świecie mało osób oceniło książkę. I szczerze Wam powiem, spędziłam podczas lektury przyjemny czas. Udało mi się choć trochę poznać bliżej dwa kraje, które dotąd nie były w moim kręgu zainteresowań. Czytało się całkiem nieźle. Niektóre historie były nawet zabawne. Nie oczekiwałam żadnego kompendium wiedzy podanego kwiecistym, literackim językiem. Ot pojechaliśmy gdzieś, gdzie jest fajnie i chcemy podzielić się tą radością z innymi. W podobny sposób taką książkę mógłby napisać każdy z nas. Nie każdy jest mistrzem literatury, a kluczem są te podane w tytule „Fakty, anegdoty, przygody”.

Tajowie to pogodni i życzliwi ludzie gotowi pomóc w każdej potrzebie i, co ważne, najczęściej bezinteresownie. Może poza taksówkarzami.

Podziwiam sposób podróżowania oparty na małym bagażu i łucie szczęścia. Sama nie zdecydowałabym się na taki typ podróży. Jestem z tych, którzy planują bliższe i dalsze wojaże od A do Z (no, chyba że zdaję się na męża, wtedy jadę w ciemno). I tak zdarzają się sytuacje, kiedy człowiekowi podnosi się ciśnienie np. gdy po wielogodzinnej podróży okazuje się, że nie ma pokoju, który się zarezerwowało i opłaciło. To może zdenerwować w Polsce, a co dopiero w obcym kraju. Niemniej lubię takie opowieści ze względu na bardzo bezpośredni charakter takich przeżyć.

Niestety, ten nie ma nic wspólnego z komfortem „King's of bus”. Gorzej. Wygląda całkiem ubogo. Krótko mówiąc, jest to zwykły rejsowy autobus z siedzeniami pokrytymi tandetną dermą. Przydomek „VIP” nadano mu jedynie dlatego, że ma klimatyzację. Urządzenie to, zwyczajem południowo-wschodnich Azjatów, jest zawsze podkręcone na full — według zasady: jak już jest, to ma działać na pełny regulator. W związku z tym w autobusie jest najzwyczajniej zimno. Już podczas jazdy, gdy obserwuję „zimowo” ubranych tubylców, przychodzi mi na myśl, że w podróż specjalnie zabrali ciepłe okrycia, na wypadek sprawnie działającej klimatyzacji.
Gdyby ustawić koło autobusu ten cały załadowany bagaż i pasażerów, których wieziemy, i zapytać Europejczyka, czy jest w stanie zabrać ten cały majdan jednym kursem - z pewnością odpowiedziałby, że jest to niewykonalne. Natomiast Laotańczyk bez zastanowienia przystąpiłby do załadunku. Jak widać, niewykonalne od wykonalnego różni się jedynie stopniem determinacji i posiadanym doświadczeniem.

Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi niezmiernie miło za każdy komentarz. Jednakże namolnego spamu nikt nie lubi, podobnie zresztą jak "hejtingu". Jeśli chcesz kogoś poobrażać to radzę użycie tego fajnego krzyżyka w prawym górnym rogu. Komentarze tylko spamujące lub obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...