"Teraz jednak konieczność stanięcia do walki nie cieszyła go wcale, ponieważ wiedział, że w wypadku game over nikt nie podaruje mu „drugiego życia”."
Opis:
Hyperversum, #1
Rodzice ostrzegali cię przed spędzaniem całego wolnego czasu w wirtualnym świecie gier komputerowych? Mieli rację...
Sześcioro
przyjaciół: Ian, Daniel, Jodie, Martin, Donna i Carl, wskutek
tajemniczej burzy przenosi się poprzez zaawansowaną technologicznie grę
RPG do XIII-wiecznej Francji. Droga powrotna wydaje się zamknięta na
zawsze, zatem muszą szybko nauczyć się, jak przetrwać w średniowiecznym
świecie.
Tymczasem
udaje im się przede wszystkim zyskać nowych wrogów - już drugiego dnia
trafiają do więzienia, schwytani przez znanego z okrucieństwa
angielskiego szeryfa Jerome'a Derangale'a znanego jako Sans-pitié... A
to dopiero początek przygody.
Ian,
najstarszy z całej grupy, musi przyjąć na siebie rolę opiekuna swoich
towarzyszy. Czy jednak uda mu się ustrzec przyjaciół przed
niebezpieczeństwami, które na nich czyhają, skoro sam wplątał się w
intrygę na najwyższym szczeblu?
Oszałamiający
świat średniowiecznych turniejów, pościgi i pojedynki na miecze,
polowania, dworski przepych, spisek zdrajców korony i niemożliwa
miłość... teraz możesz przeżyć to naprawdę.
Moja ocena: Bardzo dobra (****)
Na
„Hyperversum” trafiłam przypadkiem jakiś czas temu, gdy podczas
promocji przy wydawaniu drugiego tomu z tej serii, ebook pierwszego
oferowano za darmo. Nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z takiej
możliwości i nie wydała ani złotówki. Nie przeczytałam ani opisu (jak
zwykle ^^), ani nie natrafiłam w tamtym czasie na recenzję na
odwiedzanych przeze mnie blogach. W oczy mi się jakoś nie rzuciła. Mimo
to wzięłam w ciemno… bo okładka ładna i tytuł całkiem całkiem. Więc od
jakiegoś czasu Hyperversum czekało sobie na przeczytanie. Po trudnej
lekturze „Malowanego ptaka” na DKK postanowiłam przeczytać coś znacznie
lżejszego. Padło na książkę Randall.
"Był wolny, czuł, że żyje. Oddychał tak głęboko, jakby robił to po raz pierwszy.
Nawet przerażający ból, który z każdym krokiem rozdzierał mu plecy, sprawiał, że jeszcze wyraźniej czuł, że żyje. Nie zdawał sobie sprawy, że tak bardzo zależy mu na własnym życiu, aż do momentu kiedy zawisło ono na włosku.
Walczył o przetrwanie. Odkrył, że potrafi dokonać rzeczy, o które w rzeczywistości nigdy by siebie nie podejrzewał, rzeczy, które do tej pory robił tylko w grze. Dawał sobie radę. Walczył. Chciał żyć."
Hyperversum
to jak dla mnie połączenie „Matrixa”, „Wehikułu czasu” i baśniowej
opowieści nawiązującej do etosu rycerskiego w stylu „Pieśni o
Rolandzie”, gdzie ukazany został archetyp rycerza idealnego. Koncept
całości nawet mi się spodobał, ale ciągle czułam w nim pewną poważną
lukę. Nawet jeśli mówimy o fantasty, coś z czegoś zazwyczaj wynika,
nawet jeśli to „coś” na koniec okazuje się magią, interwencją bóstw,
fatum, losem czy czymś w tym stylu, czujemy pewnego rodzaju ciągłość.
Myślimy sobie: Aha, ktoś tam/coś maczał(o) w tym swe paluszki! W
przypadku Hyperversum nie dostałam odpowiedzi, w jaki sposób gra
komputerowa mogła przenieść kogoś do czasów średniowiecza i to
dosłownie. Właściwie nawet tego nie oczekiwałam, chodzi mi raczej o
fakt, że ciężko to ze sobą połączyć w „logiczną” całość nawet jak na
standardy fantastyki. I jestem ciekawa czy w kolejnej części autorka z
tego wybrnie. Bo dodając kolejne motywy, sprawia, że zaczynają być one
ze sobą coraz bardziej sprzeczne.
"To była krew z mojej krwi, a dwukrotnie wbił mi nóż w plecy – ciągnął Ponthieu cicho. – Ty byłeś dla mnie zupełnie obcy, a zawsze wiernie i honorowo mi służyłeś, ryzykując nawet życie. Czyż czyny człowieka nie są ważniejsze od jego pochodzenia?"
Pomijając
moje czepianie się logiki poprowadzonej fabuły, książkę czyta się
całkiem przyjemnie. Z nowoczesnego świata zostajemy przeniesieni wprost
do trzynastowiecznej Francji. Przeżywamy przygodę w którą wplecione są
prawdziwe wydarzenia i postacie. Poznajemy samego króla, jesteśmy
świadkami rycerskiego turnieju, walczymy w bitwie pod Bouvines. A przede
wszystkim dowiadujemy się licznych ciekawostek historycznych.
Hyperversum
to nic innego jak opowieść „od zera do bohatera” z gruntu mająca cechy
pozytywne. Wszystkie przeszkody stawiane przed bohaterami są jedynie
elementem umożliwiającym ich dalszy rozwój, czy używając terminów z gier
komputerowych: do podbicia ich expa i wejścia na nowy level na ścieżce
paladyna.
Ja osobiście już czekam na kolejną rozgrywkę w Hyperversum. :D
Tym razem muszę powiedzieć nie...
OdpowiedzUsuń