"Wydaje mi się, że ludzie lubią oglądać akty destrukcji. Zamki z piasku, domki z kart - od tego się zaczyna. Mają specjalny talent do pomnażania dzieła zniszczenia."
Książka
i film na jej podstawie są ciekawą propozycją ukazania Niemiec tuż
przed i w czasie II WŚ z perspektywy ludności niemieckiej. Ich życia,
światopoglądu, zagrożeń. Normalnych ludzi, którzy żyli wśród
„szaleńców”.
Opis:
Liesel
Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego
brata. To dzięki "Podręcznikowi grabarza" uczy się czytać i odkrywa moc
słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach
nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te
własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy
jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki
zmienia się na zawsze…
Moja ocena: Oby więcej takich (*****)
+ książki ;)
+ atmosfera
+ bohaterowie
+ język i sposób narracji
***
Przeznaczeniem Rudy’ego Steinera, czy był normalny, czy nie, było zostać najlepszym kumplem Liesel. A walnięcie kogoś prosto w twarz śnieżką jest idealnym sposobem zawarcia wiecznej przyjaźni.
Wczytując
się w biografię autora, możemy dowiedzieć się, jak inspirujące potrafią
być historie rodzinne. Jakby nie patrząc, dla niektórych,
austriacko-niemieckie pochodzenie pisarza może zostać wzięte, jako
argument, że specjalnie chce on pokazać społeczeństwo niemieckie w
lepszym świetle. W ramach poczucia się lepiej, pewnego rozgrzeszenia?
Osobiście nie mam problemu z tym, jak to wszystko zostało w Złodziejce
przedstawione, lecz zarazem zdaję sobie sprawę, że nasza historia,
patriotyzm i "polskość" czasami ograniczają punkt widzenia. Niemcy to
zawsze ci źli. Nie mówię w tym momencie o żołnierzach, a szarych
zjadaczach chleba. Często nie dostrzegamy (nie chcemy/nie potrafimy), że
byli to w jakiejś części tak samo normalni ludzie jak my, mieli
rodziny, odczuwali strach o siebie i innych, czasem byli zmuszeni robić
to, co się od nich wymagało, by najzwyczajniej w świecie przeżyć. Byli
wśród nich tchórze i byli bohaterowie. Karty polskiej historii też nie
są krystaliczne. "No ale to przecież źli Niemcy." Ja odpowiadam: "Nie
wszyscy." Piszę o tym wszystkim z jednego, prostego powodu... w dużej
mierze od tego jak podchodzicie do prawdziwej historii tego okresu,
zależy czy książka Wam się spodoba, czy nie.
"Ukryta w cieniu drzew Liesel patrzyła spod oka na chłopaka. Jak wszystko się pozmieniało. Ze złodzieja owoców stał się dawcą chleba. Jego jasne włosy mimo zmierzchu świeciły jak pochodnia. Słyszała, że burczy mu w brzuchu – a mimo to dawał ludziom chleb.
Czy to były Niemcy?
Hitlerowska Trzecia Rzesza?"
W
aspekcie treściowym mamy wiele odwagi, bohaterstwa i wychodzenia przed
szereg mimo konsekwencji. Szlachetność i dobroć są wartością ogólną.
Wychodzą poza granice państw, nie mają narodowości, nie są przypisane do
wiary, koloru skóry czy płci. Fabuła zaskakuje, mimo licznych
przeskoków akcji jest bardzo czytelna i łatwa w odbiorze. Na szczególną
uwagę zasługuje poprowadzenie narracji – narratorem jest ŚMIERĆ.
Nie otrzymujemy tylko i wyłącznie tekstu. W historię wtłoczone są różne
wstawki, wyjaśnienia oraz obrazki. Te ostatnie chyba najbardziej
zapadając w pamięć – u mnie to Hitler i jego „sklepik”. W tekście
pojawiają się słowa i zwroty z języka niemieckiego (no bo z jakiego?
^^), które skrzętnie są tłumaczone. Kolejnym atutem są bohaterowie:
wręcz namacalni, „prawdziwi”, a przede wszystkim posiadający charakter i
pewnego rodzaju pazur. Jedyną ich wadą jest to, że są zbyt "idealni". I
na tym prawdziwości mówimy papa, machając na pożegnanie. Moją osobistą
wisienką na torcie są jednak książki, to tu, to tam, pojawiające się
znienacka jak ninja i przekazujące sobą coś więcej, niż tylko treść
zawartą na ich kartach.
Polecam!
I jak się tak to wszystko u mnie pozbierało, ocena nie mogła być inna.
Ja się bardzo dobrze bawiłam. Po lekturze obejrzałam film i od razu
dałam mu wielki plus za rolę Geoffrey’a Rush’a jako Hansa Hubermanna –
to jego strzelanie oczek ^^. Jednak jak wiele innych wznowionych wydań z
filmową okładką i filmami samymi w sobie, są one jak polukrowane
ciasteczko. Ładnie wyglądają z zewnątrz, obiecując smakowite nadzienie,
ale to co tam znajdujemy, często jest zbyt słodkie i wspaniałe, by mogło
być prawdziwe. Takie dziś książki i filmy powstają, nie oszukujmy się.
Za sprawą "Złodziejki" może ktoś jednak zastanowi się, jak to
rzeczywiście było, jak musieli radzić sobie ci, którzy nie zostali
porwani hitlerowską wizją świata. I z czego łatwiej było zrezygnować: z
życia czy z szlachetności.
"Zabił się, bo kochał życie."
A
na koniec morał taki, że wojna to obosieczny miecz. A akty
człowieczeństwa mogą zdarzyć się także tam, gdzie się tego najmniej
spodziewamy.
Spoiler książkowo-filmowy – Nie chcesz, nie czytaj!
A
teraz odrobina czepialstwa do filmu. Co mnie uderzyło? Na początku
nasza złodziejka dopiero się uczy czytać, nic w tym dziwnego nie ma.
Przypominam… akcja dzieje się w Niemczech tuż przed wojną. Więc dlaczego
słowa do nauki na ścianie przygotowanej przez papę Hubermanna i czytane
książki w zbliżeniach kamer są po angielsku? Normalnie cudowne
dziecko!!! Uczyła się czytać po niemiecku… umie w każdym języku. Prawie
jak jakaś supermoc ;)
Też przeczytałam. Już nie pamiętam czy w jedną czy w dwie noce. Wrażenie wywarła na mnie spore. Niezapomniana lektura.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się zgadzam, co do wrażeń :)
UsuńKsiążka wspaniała! Film natomiast raczej mi się nie podobał..
OdpowiedzUsuńZdarza się :)
UsuńTę książkę już mam tak długo w planach, że chyba sobie odpuszczę... jednak film na pewno obejrzę :)
OdpowiedzUsuń