Doświadczenie pokazuje, że prawda często bywa trudna do ukrycia (…).
Opis:
Harry Hole #2
W
domu publicznym w stolicy Tajlandii znaleziono ciało norweskiego
ambasadora. W Oslo pospiesznie tworzony jest plan uniknięcia skandalu.
Policjant Harry Hole wsiada do samolotu skacowany z zastrzykami witaminy
B12 i wkrótce zaczyna krążyć po zaułkach Bangkoku: wśród świątyń,
palarni opium, dziecięcych prostytutek i barów go-go. Odkrywa, że w tej
sprawie chodzi o coś więcej niż o morderstwo: za ścianami pełza coś, co
nie znosi dziennego światła…
Moja ocena: Bardzo dobra (****)
+ egzotyka
+ styl
+ fabuła
+ „Brudny Harry”
– za mało grania na emocjach czytelnika
***
Harry
Hole po swoim sukcesie w Australii zostaje wybrany do kolejnej misji.
Tym razem wyrusza do egzotycznego Bangkoku aby rozwiązać sprawę
tajemniczej śmierci norweskiego dyplomaty. Hole to facet z charakterem.
Gdy trzeba, nie daje sobie w kaszę dmuchać. Taki brudny Harry, który
tylko czeka na odpowiedni moment, żeby przywalić komuś w mordę jak już
dopije swoje piwo. Nie jest ideałem policjanta. Alkohol, problemy
rodzinne i tragiczne wspomnienia powodują, że krok po kroku się stacza.
Na szczęście zachowuje odrobinę profesjonalizmu i przychodzi trzeźwy do
pracy. Bywa agresywny. Łatwo robi sobie wrogów. Niektórzy wręcz czekają
aż powinie mu się noga. Wtedy jednak trafia mu się szansa wyjazdu. Aby
na pewno? Czy może jest to raczej metalowa kula u nogi, która ma go
ściągnąć szybciej na dno?
"Chodzi o twarz. Tajom wpaja się od dzieciństwa, że nie mogą przyznać się do błędu, nie zapominaj o tym.
– Nawet kiedy wszyscy wiedzą, kto go popełnił?
– Wtedy wszyscy starają się, żeby to nie wyglądało na błąd."
Uwagę
przykuwa abstrakcyjność sprawy i jej rozwiązania. Niektóre rzeczy
wydają się wręcz nieprawdopodobne, ale cała historia jest spójna,
dopracowana, aby jak najbardziej nadać jej prawdopodobieństwa. I całkiem
nieźle to wychodzi. Jak zwykle dałam się porwać egzotyce, swoje trzy
grosze wtrącił również dynamizm wielkiego miasta jako molocha, dżungli, w
której rządzi prawo silniejszego (i to dosłownie, ach te pięknie
opisane sceny jazdy po zawsze zatłoczonych ulicach ^^). Co swoją drogą
jest dla mnie ciekawe, bo w rzeczywistości im większe miasto, tym
bardziej czuję się przytłoczona i zmęczona. Tutaj ten dynamizm nadawał
książce życia, wprawiał w ruch cały mechanizm, naoliwiał tryby tej
wielkiej maszyny. Bangkok urasta tutaj do miana "sin city" - miasta
grzechu - w którym można zaspokoić najdziksze i najbardziej
nieprzyzwoite rządze. Właściwie tych "naj" jest o wiele więcej i we
wszystkich możliwych kategoriach (zwłaszcza w negatywnym sensie). To
kolejny puzzle do układanki, jaką jest ta historia. Wydaje się, że z
każdą przeczytana stroną wypływają coraz to gorsze brudy. Nawarstwiają
się. Mieszają. A my jako czytelnicy musimy się wraz z Harrym nimi
ubabrać. Bowiem wszystkie chwyty są dozwolone, gdy wkraczamy w świat polityki i
wielkich pieniędzy.
Książka
porusza wiele ważnych tematów, więc już samo to przemawia na jej
korzyść. Jest bardzo dobra, ale szału ni ma. "Karaluchów" nie
zaliczyłabym do arcydzieł gatunku. Nie wstrząsnęły mną, nie zaszokowały,
nie przywaliły w twarz jakaś głębszą puentą. Za to zapewniają dobrą
rozrywkę na niezłym poziomie. Czegoś mi zabrakło i tyle, ale to tylko
moje subiektywne wrażenie.
Polecam!
Mam w planach prozę Nesbo. Muszę w końcu poznać jego książki.
OdpowiedzUsuńMają specyficzny klimat, więc na pewno warto spróbować. ;)
Usuń