"Ulice dochodzące do placu były pełne ludzi. To instynkt Ankh-Morpork, pomyślał Vimes. Uciekaj, a potem zatrzymaj się i popatrz, czy może jakieś nieszczęście zdarza się komuś innemu."
Opis:
Świat Dysku #8/ Kolekcja Świat Dysku (Edipress) #1
Służba
na Straży Nocnej bynajmniej nie należy do zajęć zapewniających splendor
i powszechny szacunek, a cóż dopiero mówić o dowodzeniu tą formacją.
Niestety,
kapitan Vimes nie ma wyboru, szuka więc pociechy na dnie butelki, jego
dwóm podwładnym nie pozostaje zaś nic innego jak starannie unikać
miejsc, gdzie może zostać popełnione jakiekolwiek przestępstwo. Wszyscy
zdążyli przywyknąć do tej sytuacji, lecz pewnego dnia wybucha potworne
zamieszanie: oto do Ankh-Morpork przybywa gigantyczny krasnolud Marchewa
i postanawia zostać najlepszym strażnikiem w historii miasta - akurat
wtedy, gdy do miasta przybywa smok.
Powieść
tłumaczy, dlaczego z pewnych względów można to uznać za zdarzenie
pozytywne, z innych za negatywne. Marchewa nie ma co do tego
wątpliwości.
Moja ocena: Oby więcej takich (*****)
"Ludzie czasem są głupi. Uważają, że Biblioteka to miejsce niebezpieczne z powodu wszystkich magicznych książek. To prawda, ale jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w multiversum czynił ją prosty fakt, że była biblioteką."
"Skręcił na rogu i zobaczył…
Sekcję…
Regał…
Półkę…
I szczelinę…
W multiversum można się natknąć na wiele przerażających widoków. Ale dla umysłu dostrojonego do subtelnych rytmów biblioteki niewiele jest rzeczy gorszych niż szczelina w miejscu, gdzie powinna stać książka.
Ktoś ukradł książkę."
To
istne szaleństwo. Dawno się tak świetnie nie bawiłam czytając książkę,
dosłownie co kawałek miałam banana na twarzy. Czasem wręcz śmiałam się
na głos. Serio, po przeczytaniu książki, zaczęłam zastanawiać się,
dlaczego tak późno sięgnęłam po twórczość Terry'ego Pratchetta. Jestem
oczarowana nie tylko humorem i ironią, jaka została w niej zawarta, ale
wszystkimi motywami, które są tutaj poukrywane, tymi prztyczkami w nos,
kierowanymi przez autora w stronę społeczeństwa i świata jako takiego.
Tak naprawdę mieszkańcami wymyślonego Ankh-Morpork jesteśmy my wszyscy i
nie wiadomo czy śmiać się z tego, czy płakać. ;)
"Mówi się im kłamstwo, a kiedy nie jest już potrzebne, mówi się inne i tłumaczy, że podążają drogą wiodącą ku mądrości. Oni tymczasem, zamiast człowieka wyśmiać, słuchają go jeszcze pilniej, z nadzieją, że wśród tych kłamstw znajdą prawdę. I tak po kawałku akceptują nieakceptowalne. Niezwykłe…"
"Vimes wprawnym okiem ocenił zebrany tłum – typowy dla chwil kryzysu w Ankh-Morpork. Połowa przyszła tu, żeby narzekać, ćwiartka, żeby obserwować drugą połowę, a pozostali, żeby kraść, żebrać albo sprzedawać hot dogi."
Pratchett
bardzo umiejętnie obudowuje nasze przywary literackim światem, tworzy
bohaterów, którym z chęcią możemy pokibicować. Pisze w sposób, dzięki
któremu płyniemy wraz z opowieścią, tym samym niesamowicie szybko się
czyta Straż! Straż!. To dawka dobrego humoru w pigułce i nie trzeba się
po nią wybierać do apteki. Jeśli poniższe cytaty Was nie przekonają, to
nie wiem, co może to uczynić. Ja polecam i oczywiście sięgnę po kolejne
książki!!! :D Mimo że ze Świata Dysku mam wiele książek do nadrobienia,
przykro mi, że nic więcej już się z tego cyklu nie ukaże, bo jeśli
reszta jest choć w połowie tak dobra jak Straż! Straż!, to jedynie
świadczy o tym, jak dobrym pisarzem Terry Pratchett był. Te książki
bronią się same.
"Kapitan Vimes wynurzył się z mroku.
Kulał. Pod pachą ściskał niedużego, straszliwie przerażonego złotego smoka. Drugą ręką trzymał go za ogon.
Tłum patrzył jak zahipnotyzowany.
– Wiem o czym teraz myślicie – mówił spokojnie Vimes. – Zastanawiacie się, czy po tym wszystkim zostało w nim jeszcze dość ognia. I wiecie, sam nie jestem pewien…
Pochylił się, celując między uszami smoka, a jego głos przypominał ostrze miecza:
– Musicie sami siebie zapytać: czy mam dziś szczęście?"
"– Jakiś wariat chce z nim walczyć! – domyślił się Nobby.
– Tak myślałem, że w końcu ktoś spróbuje – odparł Colon. – Biedaczysko, upiecze się we własnej zbroi.
Taka też była chyba opinia ludzi zebranych na placu. Mieszkańcy Ankh-Morpork mieli spokojny, rzeczowy punkt widzenia na rozrywkę. Co prawda wszyscy chcieliby obejrzeć zabitego smoka, ale z zadowoleniem przyjmą zamiast tego widok człowieka upieczonego żywcem we własnej zbroi. Nieczęsto widuje się kogoś upieczonego żywcem we własnej zbroi. Przez długie lata będzie co opowiadać dzieciom."
"Macie czelność się skarżyć, pomyślał smok. A przecież my byliśmy smokami. Smoki powinny być okrutne, chytre, nieczułe i straszne. Ale coś ci powiem małpo… (…) Smoki nigdy nie paliły na stosie, nie torturowały, nie rozpruwały na kawałki i nie nazywały tego moralnością."
"– Potrzebujemy Planu – oznajmił sierżant.
Zabrzmiało to całkiem nieźle. To jedno zdanie warte było pensji. Jeśli człowiek ma Plan, to jest już w połowie drogi do celu.
Zdawało mu się, że słyszy wiwatujące tłumy. Ludzie stali wzdłuż ulicy i rzucali kwiaty, a inni nieśli go w tryumfie przez wdzięczne miasto.
Jedyny problem, jak podejrzewał, tkwił w fakcie, że nieśli go w urnie."
PS. A tak w ramach Halloween, teraz w końcu już wiem jak to nazwać, było u mnie dzisiaj "gumbo", ooo! :D
"Mgła tymczasem formowała prawdziwe ankh-morporskie jesienne gumbo*. (...)
*Podobna do mgły typu „grochówka”, tylko gęściejsza, groźniejsza i ukrywająca rzeczy, o których człowiek woli nie wiedzieć."
Uwielbiam, tylko nie wiem co bardziej: przygody dzielnych stróżów prawa z Ankh-Mopork czy czarownic z Lancre :)
OdpowiedzUsuń