"Znajomych mam wielu, przyjaciół nielicznych; tych, co mnie znają, jest jeszcze mniej. "
Opis:
Starcie
dobra ze złem - odwieczny problem ludzkości. Pionierska próba nowego
pisarstwa i dokument zbrodni popełnionej przez dwóch recydywistów.
„Z
zimną krwią” to pionierska próba nowego pisarstwa, dokument zbrodni
popełnionej przez dwóch recydywistów na czteroosobowej rodzinie farmera z
Kansas. Wydarzenie to zostało szczegółowo opisane, podobnie jak
śledztwo, pościg za mordercami, proces i zachowanie przestępców w sądzie
i więzieniu aż po egzekucję. Capote po mistrzowsku przedstawia godny
Ajschylosa motyw zbrodni i kary, zmuszając czytelnika do refleksji na
temat źródeł zła.
„Z zimną krwią” to arcydzieło, obok którego nie można przejść obojętnie.
Moja ocena: Bardzo dobra (****)
Opis
książki właściwie oddaje wszystko to, z czym chciałabym się z Wami
podzielić. Mogłabym się pod nim podpisać obiema rękami i na tym
poprzestać. Ale nie ma tak dobrze. Swoje musicie przecierpieć. :) Tak
więc... z opisem zapoznałam się dopiero po przeczytaniu książki,
ponieważ niektóre tytuły są dla mnie zbyt sugestywne. Przed otworzeniem
lektury dopowiadam sobie za dużo. Zakładam, co będzie się działo i to mi
często psuje przyjemność z czytania. Bo ja uwielbiam w książkach ten
dreszczyk emocji i podążanie tropem wskazówek. Według tego, co właśnie
napisałam, książka Trumana Capote właściwie nie powinna mi się podobać.
"Jeśli idzie o odpowiedzialność, to nikt w gruncie rzeczy jej nie chce – ale wszyscy jesteśmy odpowiedzialni wobec społeczności, w której żyjemy, i jej praw."
„Z
zimną krwią” zostało wydane w 1965 r., mimo to porusza tematy
ponadczasowe, uniwersalne, budzi mnóstwo pytań i zmusza czytelnika do
zajrzenia w głąb siebie. Abstrahując od doszukiwania się, ile w książce
non-fiction, a ile fikcji literackiej (ciekawy artykuł na ten temat o >>>>>tutaj<<<<<),
to bardzo dobra i wciągająca opowieść. Opiera się na historii, która
wydarzyła się naprawdę, więc już samo to sprawia, że wyraźnie zyskuje w
oczach. Wydaje mi się, że w pewien sposób z tego właśnie powodu
podchodzimy do niej inaczej, poważniej, gdzieś z tyłu głowy siedzi nam,
że to dotknęło prawdziwe osoby. Z każdą przeczytaną stroną jest tak
jakbyśmy sami trochę poznali rodzinę Clutterów.
"To jest przykre dla mnie i przykre dla nich. Kiedy idzie o morderstwo, nie można szanować niczyjego bólu. Ani spokoju. Ani osobistych uczuć. Trzeba zadawać pytania. A niektóre z nich tną głęboko."
Jeśli
chodzi o subiektywne odczucie, jak mi się czytało, to tutaj nie mogę
nic książce zarzucić. Czytało mi się dobrze, choć czasem przy dłuższym
czytaniu potrafiłam się pogubić przy zmianie narracji. Najczęściej w
przeskokach między Perrym i Dickiem, ponieważ dotyczyły zwykle tego
samego miejsca i wydarzenia. Była to drobna niedogodność, ale w ogólnym
rozrachunku nie wpłynęła znacząco na moją ocenę tej powieści.
"– O rany Myrt. Daj spokój. Chyba już teraz nie myślisz, że któryś z nas, ktokolwiek stąd, miał coś z tym coś wspólnego?
Jednakże pani Clare tak właśnie myślała i chociaż zazwyczaj bywała osamotniona w swoich opiniach, tym razem nie była pozbawiona towarzystwa, bo większość mieszkańców Holcomb, którzy przeżyli siedem tygodni wśród niezdrowych plotek, powszechnej nieufności i podejrzeń, wydawali się rozczarowani, kiedy im powiedziano, że mordercą nie był nikt z ich grona. W istocie spory odłam nie chciał dać wiary, że dwaj nieznani ludzie, dwaj obcy ludzie, byli jedynymi winnymi."
Truman
Capote nie tylko powziął wnikliwe studia na temat popełnionej zbrodni.
Skupił się na aspekcie psychologicznym, dopełniając tym obraz całości.
To zarówno poszukiwanie motywacji sprawców oraz próba oddania myślenia
śledczych i mieszkańców miasteczka. W tym miejscu szczególnie mocno
widać swoistą osobliwość tej konkretnej społeczności, która reaguje na
niektóre rzeczy dość specyficznie. Ale o tym musicie przekonać się sami!
:D
Polecam!
Na dobry thriller zawsze mam chęć, chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńTrzeba tylko brać poprawkę na czas, kiedy książka została wydana. Thriller thrillerowi nierówny. ;)
Usuń