Jak u Conan Doyle’a: jeśli wykreślisz wszystkie złe rozwiązania, to pozostałe, choćby nie wiem jak nieprawdopodobne, musi być prawdziwe.
Opis:
Bezcenny
 to międzynarodowy thriller łączący najlepsze cechy prozy Dana Browna, 
Arturo Perez-Reverte i Umberto Eco. W miejsce każdej rozwiązanej zagadki
 pojawia się kilka następnych, zwrot akcji goni zwrot akcji, a 
bohaterowie w poszukiwaniu zaginionego arcydzieła wpadają na trop 
tajemnicy, która najnowszą historię świata wywróci do góry nogami. Możni
 tego świata zrobią wszystko, aby nie ujrzała ona światła dziennego.
Bezcenny
 to pełne błyskotliwej erudycji kompendium wiedzy o sekretach historii 
sztuki. O genialnych artystach, o szalonych kolekcjonerach, o chciwych 
marszandach, o wielkiej grabieży z czasów okupacji, a także o szwindlu, 
jakim jest dzisiejszy rynek sztuki.
Bezcenny
 to także komentarz do rzeczywistości w ironicznym, prześmiewczym i 
bezkompromisowym stylu, do którego przyzwyczaił nas autor Uwikłania i 
Ziarna Prawdy. 
Moja ocena: Bardzo dobra (****)
 
– Wiem, co chcesz powiedzieć – mówiła dalej. – Ale natura jest piękna przez przypadek. Słońce to kula gazu, koń stał się taki, jaki jest, w czasie ewolucji, bo mu było wygodniej, góry wyglądają, jak wyglądają, bo najpierw dwie płyty tektoniczne się zderzyły, a potem wiatr i deszcz zrobiły swoje. Rozumiesz, o co mi chodzi? To jest piękne, ale nie zostało stworzone, aby było piękne. Wiemy, jak powstało, z fizyki, chemii, biologii. Jeśli istnieje jakiś stwórca, to jego stworzenie ograniczyło się do tego, żeby rzucić w nicość parę atomów wodoru i powiedzieć: hej, zobaczymy, co się stanie. Jak dla mnie dadaizm, albo nawet i to nie. Tylko człowiek jest zdolny do celowego tworzenia piękna.
„Bezcenny”
 to moje kolejne spotkanie z Zygmuntem Miłoszewskim. Po cyklu z Szackim 
byłam ciekawa, jak autor radzi sobie z budowaniem historii, którą 
ogranicza objętość jednej książki. Nie zawiodłam się, a styl 
Miłoszewskiego cały czas mi odpowiada. Czytałam bardzo szybko, nawet na 
tak ograniczoną ilość czasu, jaką obecnie posiadam. Swoje pewnie odegrał
 aspekt historyczny i kulturowy, a właściwie jego połączenie, czyli 
historia i sztuka w pigułce.
 
Wasz błąd jest wybaczalny jedynie dlatego, że sztuka paradoksalnie jest cholernie narodowa, nawet najwięksi kosmopolici patrzą na nią przez pryzmat narodu. Obraz jest „nasz”, bo malarz pochodził stąd. Albo obraz jest „nasz”, bo tu wisiał. Albo jest „nasz”, bo teraz tu wisi, zaświadczając o wielkości i sławie jakiejś zbiorowości. Dlatego „wasz” jest dla was zarówno Matejko, Wit Stwosz, jak i Memling z Gdańska. I oczywiście Rafael. Identyfikacja narodowa jest w sztuce ważniejsza niż jej piękno.
„Bezcenny”
 wyraźnie różni się od książek z cyklu o Szackim. Dzięki tej lekturze na
 chwilę stajemy się poszukiwaczami przygód, którzy wraz z głównymi 
bohaterami muszą rozwiązywać kolejne zagadki. Jest on bardziej w stylu 
Dana Browna, choć jeśli powieściom o Robercie Langdonie mogłabym 
zarzucić schematyczność i czasem wręcz „nieuchwytne” wskazówki, tak u 
Miłoszewskiego wszystko jest niebywale dopracowane. Trzeba powiedzieć, 
że autorowi udało się połączyć wszystkie elementy w całość w taki 
sposób, aby to było nie tylko ciekawe, ale i wciągające.
 
– A jeśli mi się nie uda? – zapytała w końcu. – Rafael jest dla nas ważny, pani jest dla nas arcyważna, ale racja stanu mimo wszystko najważniejsza.
– Czyli sukces będzie wszystkich, a porażka moja.
Kolejnym
 plusem jest z pewnością kreacja bohaterów. Każdą postać poznajemy z 
wielu stron. Charakter. Przeszłość, która w dużym stopniu determinuje 
ich zachowanie. Na swój sposób są oni indywidualnościami, ale razem 
stanowią potężną mieszankę wybuchową, która w pewnym momencie musi 
eksplodować. A my jako czytelnicy obserwujemy i czekamy, kiedy to się 
stanie.
Ten chłopak (…) widział więcej, niż powinien, był świadkiem dramatycznych wydarzeń, powiernikiem sekretów, przyjacielem wielkich i więźniem podłych. Nie ratujemy plam z pigmentów na kawałku drewna. Ratujemy ostatniego więźnia dwudziestego wieku, koronnego świadka historii.
Dlaczego
 oceniłam „Bezcennego” tylko na cztery gwiazdki? To proste, mimo że 
lubię styl Miłoszewskiego i naprawdę czytało mi się bardzo dobrze, były 
momenty do których mam pewne zastrzeżenia. Bez podawania konkretnych 
przykładów, opisałabym to w sposób, że niektóre sytuacje były po prostu 
zdarzeniami, które określilibyśmy jako „jedne na milion” i tak się 
akurat złożyło, że właśnie ten milion wypadał w trakcie trwania książki.
 Życie jest pełne przypadków, ale gdy jest ich w książkach za dużo, 
jeśli zbyt często dotyczą one danej postaci lub sytuacji, zaczynają 
stawać się sztuczne i naciągane. Jednak takich sytuacji w stosunku do 
całości jest w „Bezcennym” bardzo mało.
 
Projektant tego przybytku, wyznawca religii kiczu i wierny poddany Jego Wysokości Nadmiaru, upiększył jeszcze teren żywopłotkami, fontanienkami, wazonikami, gazonikami i mostkami z kutymi balustradkami.
Podsumowując
 „Bezcenny” Zygmunta Miłoszewskiego to ciekawa przygoda okraszona 
przyjemnym językiem, pełna zwrotów akcji i humoru. Fabuła osadzona w 
polskich realiach udowadnia, że historia naszego kraju i kultura, 
rozumiana tutaj przez pryzmat malarstwa, mogą być interesujące. 
Polecam!
 

 
W czasie lektury "Bezcennego" ja miałam skojarzenia z Panem Samochodzikiem, przygody bohatera jednak trochę bardziej szalone.
OdpowiedzUsuńTo ciekawe skojarzenie. :)
UsuńMam w planach. Książka już czeka na mojej półce.
OdpowiedzUsuńCzyli kiedyś przyjdzie i jej kolej.
UsuńNiestety ale jakoś nie kusi mnie ta pozycja :(
OdpowiedzUsuńNic na siłę. Jest w końcu tyle innych książek. :)
Usuń