Opis:
Najgłośniejsza powieść ostatnich lat, która tylko w Polsce sprzedała się w ponad 200 tysiącach egzemplarzy!
Obraz dojrzewania, sukcesu, traumy i
przyjaźni, który wzbudził falę zachwytu na całym świecie, a zarazem
wywołał gorącą dyskusję wśród krytyków i czytelników. Książka opisuje
kilkadziesiąt lat z życia czterech przyjaciół, których poznajemy w
chwili, gdy kończą studia i przenoszą się do Nowego Jorku. Szczęście im
sprzyja, ale jeden z nich nigdy nie wspomina o swojej przeszłości, choć
poważne problemy zdrowotne i emocjonalne wskazują na to, że w jego życiu
wydarzyło się coś, o czym nie potrafi zapomnieć.
Małe życie to jedyna w swym
rodzaju, wstrząsająca opowieść o życiu w wielkim mieście, które daje
szansę na zapomnienie o przeszłości, oraz o życiu w bólu, który nie
pozwala zapomnieć. To proza, która w całym swoim pięknie opisuje
doświadczenie zła, granice ludzkiej wytrzymałości i tyranię pamięci.
Moja ocena: Dobra (***)
Okładka tej powieści już kilka razy
wpadała mi w oko, ale niespecjalnie chciało mi się sprawdzać, ani kim
jest autorka, ani o czym jest sama książka. Dopiero przypomniałam sobie o
niej, kiedy chciałam wypożyczyć jakiegoś audiobooka z mojej biblioteki.
Nie przewidziałam jednego – że to naprawdę spora cegła. W wiele dni
przesłuchałam tylko ze dwa/trzy rozdziały. Skończyło się na tym, że
wypożyczyłam tradycyjne wydanie, które poszło mi znacznie szybciej. I w
sumie dobrze się stało. W audiobooku dalsze perypetie bohaterów
wypadłyby bardziej przejmująco, co pewnie i tak zmusiłoby mnie do
przerw.
Mam pewien problem z oceną „Małego
życia”. To nie tak, że książka mi się nie podobała, ale bardzo mnie
zmęczyła. I nie chodzi tutaj wcale o pokaźną ilość stron. Po prostu ze
strony na stronę czytelnik coraz bardziej zalewany jest negatywnymi
emocjami. Z początku wydawało się, że to prosta historia o przyjaźni. I
choć ten motyw jest obecny przez całą książkę i wokół niego kręci się
fabuła, w pewnym momencie zostajemy przygnieceni przez przeszłość
niektórych bohaterów, która nie pozwala o sobie zapomnieć i determinuje
przyszłość. Wybory i sytuacje stają się coraz trudniejsze i wbrew
pozorom nie są oczywiste. Tak jakby pod płaszczykiem spełniania się
„amerykańskiego snu”, krył się tylko zapchany rynsztok.
-Nikt ci nigdy nie mówił, Jude, że czasem trzeba coś po prosty przyjąć? – zapytał wreszcie.
– Ty sam mi mówiłeś, żeby nigdy niczego nie przyjmować po prostu – przypomniał mu Jude.
– To na uczelni i w sądzie – uściślił Harold. – Nie w życiu. W życiu, widzisz, Jude, czasami miłe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom. Nie musisz się martwić, nie zdarzają się tak często, jak powinny. Ale gdy się zdarzają, dobrym ludziom pozostaje powiedzieć „dziękuję” i iść dalej, i ewentualnie pomyśleć, że osobie, która zrobiła miłą rzecz, też to sprawiło frajdę, więc ta osoba nie ma chęci wysłuchiwać wszystkich powodów, dla których ktoś, komu sprawiła przyjemność, uważa, że na to nie zasługuje lub że jest tego niegodna.
Po przejściu na tradycyjne czytanie,
opowieść o losach Willema, Jude’a, JB i Malcolma czytało mi się coraz
szybciej. Jednocześnie chciałam wiedzieć, co wydarzy się dalej i nie
chciałam. I to uczucie towarzyszyło mi przez większą część lektury. Do
stylu autorki nie miałam żadnych zastrzeżeń, nic nie drażniło mnie na
tyle, by zwrócić moją uwagę. Podobne odczucia miałam także w przypadku
kreacji bohaterów.
Willem wiedział już jednak, że oni wszyscy są pełni niespodzianek. Kiedy byli młodzi, mieli sobie do zaoferowania tylko sekrety, wyznania stanowiły walutę, wynurzenia były formą intymności. Zatajanie szczegółów własnego życia przed przyjaciółmi uchodziło najpierw za tajemniczość, a później za rodzaj wyniosłości, która wyklucza prawdziwą przyjaźń.
„Małe życie” to nie jest książka dla
wszystkich. Po pierwsze jest trudna i wymagająca. Pełna ciężkich wyborów
i cierpienia. Po drugie przedstawia świat wielkich pieniędzy i
środowisko artystów, co w tym przypadku wiąże się z treściami LGBT.
Jeśli takie tematy Was „oburzają”, to nie czytajcie! W innym przypadku
zdecydowanie polecam, choć z zastrzeżeniem, że to nie jest miła i
przyjemna historia dla relaksu. Ja po przeczytaniu czułam się wymięta
jak mokra szmata i przez kilka dni musiałam odpocząć, by w ogóle zacząć
pisać ten tekst.
Chyba nie mam obecnie ochoty na tego typu książkę. Potrzebuję weselszych klimatów w obecnej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuń