Szukaj na tym blogu

czwartek, 29 stycznia 2015

Ian Weir - "Trupiarz"

Weir - Trupiarz

Podtytuł: "Rozrachunek Williama Starlinga z potwornych zbrodni i diabelskich dążeń wraz z wyznaniem nazwisk sprawców i ujawnieniem skrytych czynów bezecnych, przedstawiony tu w świetle dnia i spisany jego własną ręką w roku 1816."
"Pierwsze pytanie brzmi po prostu: czym jest życie?"
Co uderza na samym początku? Przyciągająca, zagadkowa i mrocznie ponura okładka. No i tytuł, który niesie ze sobą pejoratywny wydźwięk. Oba te elementy łączą się i dopełniają. Tworzą atmosferę grozy, niebezpieczeństwa. Zaczynamy czuć na karku oddech śmierci - "Kościeja" - zanim w ogóle otworzymy książkę. A gdy już to zrobimy, lądujemy w brudnym, ponurym, dziewiętnastowiecznym Londynie. To miasto pełne zbrodni, prostytucji, a jednocześnie kultury i nauki. W nim właśnie, każdej nocy, swoją pracę zaczynają Trupiarze...

Opis:


Londyn, rok 1816. Właśnie skończyła się wojna z Napoleonem. Z kontynentu po pięciu latach pracy w charakterze asystenta chirurga wojskowego Aleca Comriego powraca dziewiętnastoletni Will Starling, wychowanek dziecięcego przytułku. Zarozumiały, czarujący i skrzywdzony przez los chłopak pomaga poczciwemu Comriemu prowadzić lekarską praktykę w szemranej londyńskiej dzielnicy Cripplegate.

Ich działalność wymaga nawiązania trudnego sojuszu z trupiarzami: rabusiami grobów zaopatrującymi chirurgów i anatomów w zwłoki do sekcji, oraz uzyskania przychylności wszechmocnego Dionysusa Athertona, najjaśniejszej spośród gwiazd wschodzących na firmamencie londyńskiej chirurgii.

O Athertonie krążą szalone pogłoski. Szepcze się o eksperymentach na trupach nie całkiem martwych – a nawet na trupach całkiem przytomnych i wrzeszczących wniebogłosy – które mają na celu odkrycie zagadki śmierci i tajemnicy nieśmiertelności. Will obsesyjnie stara się dociec prawdy, wspierany przez początkującą aktorkę, a okazjonalnie prostytutkę Annie Smollet oraz swego sceptycznego protektora Comriego. Śledztwo kluczy wśród burdeli, tawern i bogatych domów w dzielnicy Mayfair, by w finale obnażyć szokującą prawdę na temat wielkiego Athertona i samego Willa.

Moja ocena: Oby więcej takich (*****)


+ atmosfera
+ humor/ironia
***
Rzadko się zdarza, bym patrzyła na oryginalne tytuły książek, bo zazwyczaj są one tak "trafne", że głowa mała. Więc, by się nie denerwować, po prostu tego nie robię i mam święty spokój. Tym razem przeżyłam pozytywne zaskoczenie i muszę przyznać, że po zmianie jest znacznie lepiej. W oryginale tytuł brzmi zwyczajnie, wręcz przeciętnie. Nawet przy tej samej okładce "William Starling" nie brzmiałby tak chwytliwie, jak "Trupiarz". Dobry tytuł dźwignią handlu.
"To, co mieli zrobić, było koniecznością. Każdy Trupiarz w Anglii wam to powie. I każdy chirurg. W samym Londynie było setki chirurgów i studentów medycyny - nie mówiąc o reszcie kraju. Pracowali w szpitalach i prywatnych szkołach anatomii, których były dziesiątki, a każdy z nich potrzebował zwłok do krojenia. Jakże inaczej mieli się uczyć i eksperymentować? Chyba że na żywych pacjentach, przywiązanych do łóżka i wrzeszczących. Ponieważ prawo zezwalało Królewskiej Akademii Chirurgii na przejęcie na własność czterech morderców powieszonych w Newgate rocznie - i tylko czterech - pozostałe ciała chirurdzy i anatomowie zdobywali dzięki Trupiarzom - cmentarnym hienom."
Żerowanie na zmarłych - taką przyszłość zgotował niektórym swoim mieszkańcom Londyn. Niepokój podsyca wiara, która mówi o Sądzie Ostatecznym. Ponieważ nie wypada stanąć przed Bogiem będąc wybrakowanym, niepełnym. Więc zaczyna się walka o spokój ciała, gdy dusza odejdzie już na zawsze z tego padołu. Po jednej stronie Trupiarze, po drugiej rodziny. Wymyślne sposoby na ochronę przez skomplikowane układy elementów na grobach, po czynną ochronę w formie krewnych z pałkami. Gdy złapano złoczyńcę na gorącym uczynku, często dokonywano samosądów. Taki stan rzeczy utrzymywał się do czasu, gdy zwłoki zaczynały gnić i do niczego nie były już zdatne. Zdobycie pieniędzy było więc ryzykowne, czasem sam Trupiarz bywał sprzedawany, gdy taki samosąd wymykał się spod kontroli. Ot, taka przekora losu.
"Znałem kiedyś Trupiarza, który spacerował w dół Borough High Street, gdy nagle jakiś człowiek dostał konwulsji i padł martwy dwadzieścia kroków przed nim, krzycząc głośno, iż jest to jego własny najdroższy brat. Szlochając i lamentując, zabrał ciało, załadował na napotkany wózek zaprzężony w osła i odwiózłszy szczątki do Świętego Tomasza, sprzedał je chirurgom, którzy pokroili trupa na kawałki, zanim jego rodzina się zorientowała, że nie przyszedł na kolację."
Po porównaniu Weira do Mary Shelley i „Frankensteina”, możemy z grubsza domyślić się, o co będzie chodziło. O granicę między życiem i śmiercią. O poznanie tajemnicy, która odpowiedziałaby, co jest po drugiej stronie. To walka między wiarą a nauką. Wiarą a poznaniem. By coś poznać, trzeba to zbadać. No i dochodzimy do momentu w którym musimy mieć Obiekt badań. Skoro go nie ma, to trzeba go zdobyć i tyle. Jak to zrobimy to już inna kwestia…
"Zabawił się Peake w umieranie. Wspiął się chwiejnie bez asysty po schodach i już przy szafocie uniósł głowę i rzucił wyzywająco do zgromadzonego tłumu: „Wkrótce poznam Wielką Tajemnicę!”. Jednak głos mu się załamał przy ostatniej sylabie, a dalej – jak można się spodziewać – był już zupełny kanał. Peake był zapuszczonym małym człowieczkiem, trucicielem. Zaczął kwilić, kiedy pan Langley, egzekutor, wiązał mu pętlę i nakładał biały kaptur. Wraz ze swym ostatnim oddechem wzywał swoją matkę – co stanowiło taki kanał, że bardziej już się nie da, zważywszy na fakt, że to ją właśnie otruł."
Polecam! A jeśli ktoś chciałby poczytać o Frankensteinie, to odwiedźcie Lolantę o >>>>>tutaj<<<<<

4 komentarze:

Będzie mi niezmiernie miło za każdy komentarz. Jednakże namolnego spamu nikt nie lubi, podobnie zresztą jak "hejtingu". Jeśli chcesz kogoś poobrażać to radzę użycie tego fajnego krzyżyka w prawym górnym rogu. Komentarze tylko spamujące lub obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...