"Czy ty jesteś bardzo odważny? - Średnio. - A co zrobiłeś najodważniejszego w swoim życiu? - (...) Wstałem dziś rano."
Opis:
Ostatnie
chwile naszej planety. Ostatni ludzie – krwiożercze bestie. Ostatnie
ślady naszej cywilizacji – puszka coca-coli i strzępy starych gazet.
Piekło apokalipsy spełnionej w uhonorowanej Nagrodą Pulitzera powieści
Cormaca McCarthy’ego. Tę książkę czyta się ze ściśniętym gardłem i
pełnym przerażenia zachwytem…
W
przyszłości, która może zdarzyć się jutro lub za tysiąc lat, nastąpił
straszliwy kataklizm, który zniszczył naszą cywilizację i większość
życia na Ziemi. Wszędzie zgliszcza i ciemność. Kamienie pękają od mrozu.
Ani jednego ptaka, ani jednego zwierzęcia, gdzieniegdzie tylko bandy
zdziczałych kanibali. Na tle martwego pejzażu dwie ruchome figurki – to
ojciec i syn przemierzają zniszczoną planetę. Przed nimi pełna
niebezpieczeństw droga w nieznane, wokół nich – świat umarłej nadziei,
rozpaczy, strachu, a w nich – wciąż tląca się miłość…
Droga
– połączenie powieści drogi, powieści przygodowej oraz horroru – jest
uznawana za największe arcydzieło Cormaca McCarthy’ego. Przez wiele
tygodni była bestsellerem „New York Timesa”, przyjęto ją także do Klubu
Książki Oprah Winfrey. Oprócz wspomnianej Nagrody Pulitzera została
również wyróżniona najstarszą angielską nagrodą w dziedzinie fikcji –
The Tait Black Memorial Prize.
Moja ocena: Bardzo dobra (****)
+ Atmosfera
+ Kreacja bohaterów
+ Zmuszanie do refleksji
+ Granie na emocjach
– powtarzający się schemat w rozmowach mężczyzny i chłopca
***
"Nigdy to bardzo długo. Lecz chłopiec wiedział to, co wiedział mężczyzna. Że nigdy to wcale."
"Droga"
to moja pierwsza książka, którą od początku do końca przesłuchałam w
formie audiobooka. Nie liczę bowiem rozdziału drugiego bądź trzeciego
tomu "Igrzysk Śmierci", który wpadł mi jednym uchem a wypadł drugim.
Niestety podobnie czułam się przy książce Cormaca McCarthy i mimo tego
że lektor jest niesamowity, jego głos idealnie współgra z opowieścią, w
niektórych momentach łapałam się na tym, że nie wiem co chodzi, ponieważ
myślami byłam jeszcze przy jakiejś poprzedniej scenie. Książka mi się
spodobała, ale nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana, a ma na to
wpływ raczej sama forma niż treść. Może gdybym "czytała", nie miałabym
takich problemów z odbiorem książki. Bo pomijając fakt, że ciężko było
mi się skupić, poznanie fabuły zajęło o wiele więcej czasu niż przy
innej formie, a wyłuskanie fajnego cytatu to niemal mission impossible,
najzwyczajniej w świecie się nudziłam. Nie czułam euforii jak po
przeczytaniu dobrej książki, tylko raczej uczucie, jakbym poszła na
łatwiznę i odbębniła kolejny numerek w książkowym wyzwaniu.
"Gdy wszyscy wreszcie umrzemy, zostanie już tylko śmierć, a wtedy jej dni też będą policzone. Stanie na środku drogi, nie mając nic do roboty, nie mając nikogo do zabrania. I powie: Gdzie się wszyscy podziali? Tak to będzie."
Może
gdybym "Drogę" wzięła do ręki jako pierwszą, podobałaby mi się
bardziej, lecz po lekturze "Gwiazdozbioru Psa" Hellera o którym możecie
poczytać >>>>>tutaj<<<<<,
wizja stworzona przez autora tak bardzo mnie nie poruszyła. Nie powiem,
było kilka momentów, które zwróciły moją uwagę, ale pewnie mogłabym je
policzyć na palcach jednej ręki. Tym co zdecydowanie łączy obie powieści
jest atmosfera. Każdą na swój sposób można by "kroić" nożem.
W
przeciwieństwie do Gwiazdozbioru w którym uderzyła mnie samotność, w
przypadku "Drogi" jest to dojmująca pustka. Nie ma przeszłości. Nie ma
przyszłości. Jest tylko tu i teraz. Autor zostawia nas w próżni, nie
wyjaśnia co doprowadziło do takiego stanu rzeczy, tworzy anonimowych
ludzi, czyli równie dobrze na ich miejscu mógłby być każdy z nas. Świat w
jakiś sposób pogrążył się w gruzach, lecz to człowiek upadł najniżej.
Zdegenerowany do zaspokajania podstawowych instynktów. Odarty z
człowieczeństwa. Nie jest to książka, którą można komukolwiek polecić,
raczej to dana osoba musi czuć, że chce przeczytać coś takiego. Nie jest
to łatwa lektura. Nie poprawia humoru. Nie podnosi wiary w ludzkość,
wręcz przeciwnie, dobitnie wyciąga nasze demony na powierzchnię tylko po
to by pokazać, że wystarczy wszystko nam zabrać, byśmy się sami
pozagryzali. I nie jest to tylko przenośnia. Jednak taka wizja po
zamknięciu książki każe cieszyć się i szanować to co mamy... póki to
mamy. Bo czasem zbyt łatwo ulegamy przeświadczeniu, że wszystko jest
stale i niezmienne.
"Być może w chwili zagłady świata będzie możnaże wreszcie zobaczyć, jak został stworzony. Oceany, góry. Nieporadny kontrspektakl rzeczy przestających istnieć. Wszechogarniająca jałowość, nienasycona i przenikliwie doczesna. Cisza."
Wizja rzeczywiście nieco przerażająca. Do książki chętnie zajrzę w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńWarto spróbować! :)
UsuńMam nadzieję, że ta wizja w przyszłości się nie spełni, książkę chętnie przeczytam, większość opinii o niej zdaje się być pozytywna.
OdpowiedzUsuńNie jest to zbyt pozytywna wizja. ;)
Usuń